Chamski ryż bez pomidorów

Czas płynął rozkosznie wolno – mam wrażenie, że przez całe życie czekam na to powolne trwanie.

Wyłączyłam myśli, co zdarza się bardzo rzadko, bo niestety nie umiem nie myśleć, i siedziałam na plastikowym krzesełku na balkonie, oglądając smętne resztki mojego pomidorka koktajlowego.

Pan na targu zapewniał mnie gorąco – ach, jak gorąco! – że wyrośnie szybko, szybciusieńko. Pan tak się zapędził w tym swoim marketingu, że można było odnieść wrażenie, że nie zdążę donieść roślinki do domu, a ona już wyda dorodne owoce, zaś wielkość i obfitość plonów wprawią mnie w zachwyt i zdumienie.

Cóż, rzeczywiście byłam zdumiona.

Bynajmniej powodem mojego zachwytu nie były owoce, których prawdopodobnie nie doczeka nawet następne pokolenie. Otóż zakupiony przeze mnie ukwiat doniczkowy ma tę niesamowitą właściwość, że zwykł padać pokotem w okolicach południa i majestatycznie wznosić się w późnych godzinach wieczornych. Nie, żeby robił tak codziennie (ile można padać i powstawać?), ale co dwa dni – to tak, to jak najbardziej. Więc on się kładzie i wstaje, a ja nie wierzę w te czary i patrzę na niego podejrzliwie. I tak sobie współegzystujemy po dwóch stronach balkonowych drzwi.

Niesamowite, prawda? Taki pomidor to takie yolo, że chyba powinnam to jakoś nagrać, bo mi nikt nie chce uwierzyć, za argument podając (całkiem słusznie), że mam bujną wyobraźnię. No mam. Ale chciałabym też mieć bujne zbiory pomidorków, także byłoby wspaniale, gdyby zielony badylek przestał się bawić w komendę padnij-powstań i rozwinął wreszcie, jak przystało na roślinkę.

Chciałam zrobić domowy makaron z pomidorami, ale złośliwość rzeczy martwych (ach, ale on żyje, wiec w tym przypadku pomidorowa złośliwość) doprowadziła do tego, że wymyśliłam przyjemny przepis na pyszny ryż na sposób wietnamski. Gwarantuję Wam świetne, intensywne smaki, a jednocześnie chrupiące orzeźwienie – warto popełnić mój chamski ryż, żeby pokiwać z uznaniem głową i przyznać, że Wietnamczycy wiedzą, co dobre.

Nie martwcie się, że to trudne albo pracochłonne, bo to bardzo łatwe i szybkie. Ugotowałam 200 g ryżu jaśminowego, a w dużym żeliwnym rondlu podsmażyłam na maśle trzy dymki (szczypior odłożyłam na później). Starłam do tego odrobinę świeżego imbiru, posoliłam i dopieprzyłam grubo mielonym pieprzem, a następnie dodałam sok z połowy cytryny, 8 łyżek sosu sojowego dobrej jakości i 2 łyżki octu z czerwonego wina. Do tego odrobina miodu (odrobina!) i drobno pokrojona marchewka, por, papryka, kiełki mung i pędy bambusa (jeśli znajdziecie w sklepie). Polecam mrożone warzywa, które dostaniecie w każdym markecie. Wszystko sobie dochodziło na małym ogniu, a ja podsmażyłam na rumiano pokrojonego w plastereczki indyka (kawałki powinny być naprawdę małe). Na koniec wymieszałam warzywa z ryżem i indykiem, dodałam pokrojony szczypiorek i przełożyłam na talerze. I wisienka na torcie – pokrojony w plasterki świeży ogórek. Nie traktujcie go jak dekoracji, ale naprawdę dodajcie na górę, bo genialnie wykończy chamski ryż. To miłe dla podniebienia orzeźwienie, które świetnie komponuje się z wyrazistym wykończeniem. Kubki smakowe Wam podziękują!

Kochani, oddaję w Wasze ręce chamski ryż. Częstujcie się i gotujcie. Ja kończę swoją porcję i wychodzę, bo mam do pogadania z pewnym panem od pomidorków koktajlowych…

Grzecznie oddana chamskiemu daniu,

M.

____

lista składników: 200 g ryżu jaśminowego, 400 g piersi z indyka, 8 łyżek sosu sojowego, dwie łyżki masła, 3 dymki z bujnym szczypiorem, pół cytryny, 2 łyżki octu z czerwonego wina, sól, pieprz, kawałek korzenia imbiru, odrobina miodu, świeży ogórek, 400 g warzyw w równych proporcjach (marchewka, por, papryka, kiełki mung, pędy bambusa)

 

(Visited 793 times, 1 visits today)

9 myśli na temat “Chamski ryż bez pomidorów”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]