Jak zostałam babą…
Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków.
Wymarzyłam sobie smaczne życie. Potrafię spędzić pół dnia na targu, wybierając kształtne pomidory i układając w głowie przepis na łagodną pomidorówkę z domowym makaronem i mnóstwem kopru. Relaksuję się podczas mielenia na pył migdałów, do których dodaję wiórki, pianę z białek i odrobinę mąki, by po chwili wyjąć z piekarnika idealne suflety kokosowe… I choć na co dzień nie jestem idealna, moje jajka poche są perfekcyjne – tak, jak kręcony własnoręcznie sos holenderski.
Podobnie jak Julia Child nie wyobrażam sobie kuchni bez ostrych noży i masła, a od siebie dodałabym do tego zestawu cytrynę, jajka, wytrawne wino i gruby makaron typu bavette lub tagliatelle. W mojej lodówce zawsze jest mleko, a w słoju na szafce kasza jaglana… Bo miłuję kulinarną fantazję nade wszystko, ale na śniadanie muszę zjeść jaglankę!
Mam w sobie niepohamowaną ciekawość nowych smaków, które łączą się w mojej głowie w zadziwiających kombinacjach. Po prostu wiem, że do puszystego sernika na maślanym spodzie będzie pasował słony karmel, a sos na bazie masła, czosnku i pomidorów będzie niewyobrażalnie dobry. Nocami przesiaduję przed piekarnikiem i obserwuję, jak rośnie w nim ciasto drożdżowe, za dnia nadziewam ptysie bitą śmietaną i smażę pączki w idealnie rozgrzanym oleju, by po chwili przy pomocy rękawa cukierniczego i adekwatnej tylki nadziać je prawdziwymi powidłami…
Wierzę w to, że w smakach ukryta jest prawda o świecie. Lubię mówić smakami i mam nadzieję, że moi bliscy wiedzą, że wyrażam nimi uczucia. Jaki jest mój kulinarny sekret…? Prosty i niezbędny jak masło w lodówce. Smaki czuje się sercem, a przepisy tworzy się na oko…
Serio, serio! Mówię to ja –
M.