Poniedziałkowe drożdżówki

Zawsze mi się wydawało, że prawdziwe szczęście jest wtedy, kiedy w poniedziałek rano leje, a ty leżysz w ciepłym łóżku. Pościel jest miękka i idealnie otula każdy fragment ciała, a ty pływasz w miłych meandrach nieświadomości i masz wszystko gdzieś. A jak już się ockniesz i przestaniesz myśleć o niebieskich migdałach, jak już wpuścisz pod kołdrę nieco chłodu i wstaniesz, by uruchomić ekspres, to nie wiadomo skąd weźmie się chrupiący rogalik, idealny do przełożenia masłem i babcinymi powidłami.

Piękna, zaiste piękna wizja.

Ponieważ nie zanosiło się, by kiedykolwiek miał nastąpić taki poniedziałek, postanowiłam wziąć sprawy w swoje łapy (M. nazywa mnie kotem, więc często mawiam, że muszę wziąć sprawy w swoje łapy – to pieszczotliwe, a nie gruboskórne, jak można by mniemać). Więc postanowiłam, że w sobotę wypadnie taki właśnie poniedziałek. Jak postanowiłam, tak też uczyniłam – co prawda nie padało i było przyjemnie, ale najpierw pospałam do 9.30, a potem wzięłam się za drożdżówki.

I to właśnie drożdżówki będą gwiazdą tego wpisu. Miękkie, maślane, z wyraźną nutą wanilii i kwaśną śliwką. Idealne, jesienne, rozpływające się w ustach – pasujące do każdego deszczowego poniedziałku spędzonego w łóżku, ale komponujące się także ze słonecznym wtorkiem, pochmurną środą, upalnym czwartkiem i piątkiem. No i sobotą oraz niedzielą.

Do dużej miski przesiałam dwie czubate szklanki mąki wrocławskiej. Dodałam opakowanie suszonych drożdży, szczyptę soli i 3 łyżki cukru oraz opakowanie cukru z prawdziwą wanilią (stąd wezmą się czarne ziarenka widoczne na zdjęciach). W osobnej miseczce roztrzepałam żółtko, jajko i dwie trzecie szklanki letniego mleka. Rozpuściłam i ostudziłam ćwierć kostki masła. Wymieszałam suche składniki, dodałam do nich mleko z jajkami oraz masło. Wyrobiłam ciasto – będzie miłe w dotyku i elastyczne (za sprawą masła). Wyrobione ciasto zawsze wkładam do dużej plastikowej miski i przykrywam lnianą ściereczką, a potem odkładam na małą godzinkę do wyrośnięcia.

I najważniejsza rzecz w drożdżówkach: kruszonka. Musi być miękka, maślana, pachnąca wanilią. Aby taka była, przesiejcie trzy czwarte szklanki mąki wrocławskiej, dodajcie szczyptę soli, cztery łyżki cukru i opakowanie cukru z wanilią. Rozpuście 60 g masła i porządnie je przestudźcie. Dopiero kiedy będzie zimne, zagniećcie najpiękniejszą kruszonkę, jaką możecie sobie wyobrazić. I nie przesadzam: to naprawdę doskonały przepis.

Kiedy ciasto podrośnie, przełóżcie je na omączony blat. Podzielcie całość na osiem kawałków i uformujcie bułki, a potem je rozpłaszczcie, robiąc dziurę na śliwki. W każdą drożdżówkę wepchnijcie śliwki (skórą do dołu: jeśli macie małe węgierki, to wejdą cztery połówki na bułkę, jeśli dysponujecie dużymi śliwkami, to liczcie po jednej na sztukę). Całość posmarujcie roztrzepanym jajkiem i posypcie kruszonką. Pieczcie w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 12 minut.

Lukier jest dopuszczalny, ale niekonieczny. Rozmieszajcie puder z sokiem z cytryny – do konsystencji gęstej śmietany. Cieżko mi określić dokładne proporcje, po prostu systematycznie wsypujcie do miski cukier i dodawajcie sok, aż będziecie wiedzieli, że to to.

Kocham drożdżówki – mój mąż darzy je mniej ciepłymi uczuciami. Wbrew pozorom to bardzo dobrze! W efekcie piekę drożdżowe buły nieco rzadziej, ale za to bardziej doceniam ich smak. Wkładam całe serce w ciasto, cieszę się czarnymi ziarenkami wanilii i rozkoszuję się każdym kęsem (pierwszą drożdżówkę zjadam zaraz po wyjęciu z pieca). Dzięki temu za każdym razem smakują dokładnie tak samo: jak poniedziałkowy, deszczowy poranek spędzony w ciepłym łóżku.

____

lista składników na ciasto: 2 czubate szklanki mąki wrocławskiej, opakowanie suchych drożdży (7-8 g), szczypta soli, 3 łyżki cukru, opakowanie cukru z prawdziwą wanilią (12 g), żółtko, jajko, 3/4 szklanki letniego mleka, ćwierć kostki masła (roztopionego i ostudzonego)

lista składników na kruszonkę: 3/4 szklanki mąki wrocławskiej, szczypta soli, 4 łyżki cukru, opakowanie cukru z prawdziwą wanilią, 60 g masła (roztopionego i porządnie ostudzonego)

oprócz tego: jajko do posmarowania bułek i śliwki

 

 

 

(Visited 142 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]