Bawole serca i klopsiki z IKEA

Kiedy otwieram słoik z kawą, budzę się do końca. Zapach świeżych ziaren lubią nawet osoby, które za samą kawą nie przepadają i wcale mnie to nie dziwi… Więc otwieram ten słoik, ustawiam mały dzbanuszek na wadze, odmierzam, mielę, przesypuję, ubijam w kolbie. A potem jeden ruch ręką, przycisk i czarny napar dwoma strużkami płynie do dwóch filiżanek. Tłuste mleko, ciepła, buzująca para spieniająca jego taflę, nieporadny wzór na cappuccino.
Poranek.
Uwielbiam parzyć kawę. Może dlatego, że w ogóle lubię schematy, tworzę przyzwyczajenia, ustalam reguły, trzymam się ich i zupełnie nie oszukuję. Dobrze i niedobrze, powie ktoś. Racja, odpowiem, ale niektóre rzeczy w życiu powinny być pewne.
I kawa jest jedną z takich rzeczy. Zaraz później śniadanie i obiad, a latem spacer oraz lody na podwieczorek. Zakupy na początku tygodnia, ćwiczenia co drugi dzień i dwie szklanki wody przed snem. A najważniejszym “przyzwyczajeniem” w moim życiu jest rodzina, najpierw ta dwuosobowa, a potem ta większa.
I chyba tak powinno być, a myślę o tym codziennie w drodze do pracy – na siodełku roweru albo w tramwaju. Bo nie wiem, gdzie będę za dwa miesiące, jak zmieni się mój życiowy kontekst. Ale wiem, że tylko jedno jest pewne – ludzie, którzy mnie nie zostawią, bo mnie kochają. Których na chwilę zostawiam, by zaraz do nich wrócić (bo nie sposób cały dzień siedzieć obok siebie). I jeszcze jedno jest pewne: że klopsiki z IKEI pasują do sosu z pomidorów bawole serce. O tak!
***
W niedzielę zrobiłam nam prawdziwy comfort food, do czego i was zachęcam. Żeby gotowanie poszło wam sprawnie, polecam zacząć czytanie tego przepisu od… ostatniego akapitu!
W dużym rondlu zeszkliłam na maśle i oliwie (po łyżce) białą cebulę, szalotkę i ząbek czosnku (cebula pokrojona w drobną kosteczkę, czosneczek wyplasterkowany, ale nader cienko). Do tego dodałam starte na grubych oczkach marchewkę i pół małej cukinii, no i cztery duże pomidory – koniecznie wybierzcie odmianę bawole serce, jest mięsista i idealnie nadaje się na sos. Tym dobrem obdarzyła nas moja mama – o dzięki ci, rodzicielko!
Pomidory oczywiście trzeba obrać, wykroić twarde części i pokroić w grubą kostkę. To wszystko frunie na patelnię razem z dwoma łyżkami warzywnego bulionu ze słoiczka (polecam), porządnym chlustem czerwonego wina, solą, pieprzem, połową łyżeczki suszonego oregano i posiekaną świeżą bazylią (garść liści). Sos musi się poddusić jakieś 20-30 minut. W tym czasie gotuję makaron – tym razem padło na świeże spaghetti z Lidla. Pamiętajcie, że kluski zawsze gotujemy w porządnie osolonej wodzie!
Na koniec do sosu dodaję trochę śmietanki 30%, a jeśli jest potrzeba, doprawiam jeszcze odrobinką soli, i posypuję świeżą natką.
No i gwiazda przyjęcia, czyli klopsiki z IKEI. Bardzo je lubię, mają świetny skład. Odkryłam je kilka tygodni temu i myślę, że na stałe zagoszczą w mojej zamrażarce. Kilogramowe opakowanie idealnie sprawdza się w środku zabieganego dnia, kiedy królują obiady na szybko, a mnie nie chce się wyrabiać mięsa i kulać pulpety. Takie klopsiki wystarczy wyjąć – tyle, ile potrzeba – i włożyć do miseczki do rozmrożenia. Później podsmażamy je na suchej patelni, aż się ładnie zrumienią. Całość podajemy jak najszybciej, nerwowo przełykając ślinę…

____
lista zakupów: opakowanie świeżego makaronu albo 220 g suchego, do ugotowania; pół pęczka natki pietruszki albo jeden cały, 4 pomidory odmiany bawole serce, cebula, szalotka, ząbek czosnku, łyżka masła i oliwy, marchewka, pół małej cukinii, garść liści bazylii, pół łyżeczki suszonego oregano, 1/3 szklanki czerwonego wina, dwie łyżki warzywnego bulionu w słoiczku, 100 ml śmietanki 30%, klopsiki z IKEI (wystarczy ok. osiem sztuk, ale można więcej)

 

 

 

(Visited 145 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]