Tartaletki na kryzys

Miałam dolinę. I kiedy leżałam pogrążona w kryzysie, a on oblepiał mnie od koniuszków włosów po palce stóp, myślałam o strasznie głupich rzeczach. Nie wiem czy wiecie, ale istnieje na świecie szczególna ryba, inna niż wszystkie. To ryba Fugu, zwana też Rozdemką tygrysią. Smakosze twierdzą, że ma nad wyraz smaczne mięso, ale zjedzenie dania z rybą Fugu to prawdziwe ryzyko. Jej wnętrzności zawierają bowiem silną truciznę, której śladowa ilość byłaby w stanie doprowadzić do śmierci wszystkich przeciętnych zjadaczy chleba. Na kucharzu, który podejmie się przygotowania ekskluzywnej potrawy z Rozdemką ciąży wielka odpowiedzialność: musi ją profesjonalnie oczyścić, oddzielając mięso od trujących elementów.

I leżąc tak w dolinach kryzysu, pomyślałam sobie, że każdy z nas powinien być wykwalifikowanym specjalistą w zakresie oprawiania ryb Fugu. Prawda, że niebanalna koncepcja? Czyż nasze życie jest właśnie taką Rozdemką? Zawiera nie tylko wyborne kawałki, ale również trujące kąski. Każdy z nas ma przestrzenie, które nie są powodem do dumy. Ranią, krzywdzą, trują. Sztuka polega na oddzieleniu dobrych elementów od drugich, na wybraniu tego, co wartościowe, i na uszczęśliwieniu tych, którym swoją rybę będziemy oferować.

A wracając do kryzysu… Nie warto (od razu) wpadać w alkoholizm. Warto sobie zrobić deser. Albo cztery. Tartaletki. Tartaletki z solonym karmelem, budyniem, gorzką czekoladą i borówkami. Niebo!

***

Zacznijmy od foremek: moje są z Duki, kupiłam je w zestawie (cztery sztuki). Średnica jednej wynosi 8 cm. Foremki smarujemy masłem.

Piekarnik nagrzewam na 180 stopni (termoobieg).

Ciasto (trochę zostanie, zwykle robię z resztki kruche ciasteczka) to połączenie mąki (130 g), masła (75 g), cukru pudru (dwie czubate łyżki) i żółtka. Całość zagniatam na elastyczne ciasto. Od razu podsypuję blat mąką i wałkuję, dzielę na cztery części i przy pomocy noża oddzielam placki od blatu, a następnie przekładam na foremki. Odcinam brzegi, później robię z nich ciasteczka.

Foremki nakładam papierem do pieczenia (wycinam odpowiedniej wielkości kółka). Nasypuję do środka ryż i piekę spody pod obciążeniem jakieś dziesięć minut. Następnie obciążenie zdejmuję (ryż wyrzucam) i dopiekam kolejne 10 minut. Później studzę i zdejmuję foremki (polecam te z Duki, mają wyjmowane dno, które ładnie odchodzi – podważam je palcem i gotowe).

W tym czasie gotuję budyń i robię karmel. W rondelku zagotowuję 200 ml mleka. W osobnym dzbanuszku roztrzepuję 50 ml mleka, dwie czubate łyżki pudu i 20 g proszku budyniowego o smaku waniliowym (pół opakowania). Kiedy mleko się zagotowuje, dodaję mieszankę i mieszam ją trzepaczką do zgęstnienia. Jeśli lubicie kremową konsystencję, utrzyjcie robotem 50 g masła i stopniowo dodawajcie do niego budyń. Ja lubię sam budyń 🙂

Na patelence z nieprzywierającym dnem rozpuszczam cztery łyżki białego cukru (nie mieszam). Następnie wlewam 1/4 szklanki ciepłej wody (całość zasyczy i zabulgocze, a potem zrobi się chrupka z cukru, którą trzeba rozmieszać – jeśli zostaną skrystalizowane elementy na trzepaczce, trudno, usuwamy je pod ciepłą wodą). Następnie wlewamy osiem łyżek śmietanki 30%, chwilę gotujemy, a na koniec dodajemy dwie łyżki masła i trochę świeżo mielonej soli. Całość chwilkę gotujemy. Nie wykorzystamy całego sosu – ja zawsze robię więcej i dodaję go rano do owsianki / jaglanki.

Na tarce ścieramy drobno trochę gorzkiej czekolady (niecały kawałek, serio!). I składamy: do foremek wlewamy trochę karmelu, budyniu, a następnie gorzka czekolada i borówki. I to jest tak dobre, że pokona każdy kryzys. Sprawdziłam!

___

lista składników na spód: 130 g mąki, 75 g masła, 2 czubate łyżki pudu, żółtko

lista składników na budyń: 250 ml mleka, 20 g proszku budyniowego o smaku waniliowym, 2 łyżki pudru, ew. 50 g masła

lista składników na karmel: 8 łyżek cukru,  1/4 szklanki ciepłej wody, 8 łyżek śmietanki 30%, 2 łyżki masła i trochę świeżo zmielonej soli

do tego szklanka borówek, kostka  gorzkiej czekolady

 

(Visited 194 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Tartaletki na kryzys”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]