Chleb z ziarnami, pszenny
W pieczeniu chleba jest coś kojącego.
Mieszasz składniki, które same w sobie nic nie znaczą. Mąka, woda, trochę ziarenek, drogocenne ostatnimi czasy drożdże. Dotykasz lepkiego ciasta, które nie chce odkleić się od rąk, przekładasz ją do formy, a dwie godziny później wyciągasz ciepły bochenek. Odwracasz go, stukasz opuszkiem środkowego palca, słyszysz pusty dźwięk i wiesz, że udało się – wyszedł.
Pieczenie chleba wymaga cierpliwości.
Albo robisz zakwas, albo czekasz, aż podrosną drożdże. One zawsze rosną – chyba, że potraktujesz je bardzo źle i sparzysz zbyt gorącą wodą. Wyrosną w lodówce i na ciepłym kaloryferze – w sprzyjających warunkach i bez nich. Zawsze uniosą ciasto do góry, chleb będzie smakował tak samo zimą i latem. Uważam, że jest w tym niesłychana magia – nic nie ma tyle determinacji, ile mają niepozorne drożdże.
I kiedy piekłam ten bochenek, myślałam sobie, że powinniśmy być jak drożdże. Powinniśmy trwać w każdych warunkach: w zimnie i cieple, w dobrym i złym, jak małżonkowie, którzy przysięgają przed ołtarzem. Powinniśmy unosić do góry innych, choć sami – mogłoby się wydawać – tak mało znaczymy. Powinniśmy dzielnie znosić zewnętrzne niepowodzenia, bo one zawsze sprowadzają się do szczęśliwego finału.
Więc bądźmy. A zacznijmy od tego bochenka.
***
To najprostszy przepis na świecie, choć wymaga – oczywiście – troszku czasu i cierpliwości. Podejdźcie do przepisu elastycznie, nie biegajcie po każdy drobiazg. Wystarczy mąka – taka, jaką macie: tortowa, wrocławska, krupczatka – woda, drożdże, jakieś ziarenka, sól i olej. Przesiejcie do miski 350 g mąki (nie rozsypując zbyt wiele na boki), dodajcie do niej czubatą łyżeczkę soli, szczyptę cukru, drożdże (25 g świeżych lub 8 suszonych), 60 g płatków owsianych i 60 g siemienia lnianego (jeśli nie macie niektórych z tych ziarenek, zamieńcie je na słonecznik, nie więcej niż 50 g, albo pomińcie). Na koniec wlejcie 300 ml wody i zagniećcie ciasto, które będzie dość luźne, jak słodkie ciasto drożdżowe na bułeczki (ach!).
Formę – tradycyjną keksówkę – wysmarujcie olejem i posypcie mąką. Przełóżcie ciasto, przykryjcie ściereczką i odstawcie do podrośnięcia (ciasto wyrośnie po brzegi formy). Wstawcie do piekarnika nagrzanego (!) do 200 stopni (góra – dół) i pieczcie godzinę. Po wyjęciu z piekarnika odwróćcie formę nad drewnianą deską i ostukajcie chleb od spodu. Jeśli usłyszycie głuchy dźwięk, jest gotowy – jeśli jakimś cudem dno będzie miękkie, przełóżcie chleb z powrotem do formy i dopiekajcie 15 minut (ale nie zaglądajcie do piekarnika co chwilę!).
Chyba nikomu nie muszę mówić, że najlepszy jest ciepły, z masłem i gruboziarnistą solą zmieloną w młynku?
Ale powiedziałam. Jakby co.
___
lista składników: 350 g mąki, 300 ml wody, drożdże (25 g świeżych lub 8 suchych), czubata łyżeczka soli, szczypta cukru, 60 g płatków owsianych i 60 g siemienia lnianego, olej i mąka do obsypania keksówki
Kasia says:
Upiekłam i wyszedł przepyszny! D teraz będę pięć tylko ten 🙂
magda says:
Bardzo się cieszę! <3