Makaron azjat po mojemu

Znacie powiedzenie, że wszystko co dobre szybko się kończy?
Mój urlop skończył się niespodziewanie i minął zdecydowanie za szybko.
Nawet nie zarejestrowałam, kiedy doszło do momentu, że między knedlami, wyjazdem do Gdańska i wycieczką do ZOO oraz wyprawą na podpoznańską Wyspę Edwarda przyszło mi zapakować do pracy drugie śniadanie (żytni chleb z hummusem i warzywami).
I choć z lekka mi smutno i pociągam nosem, z uśmiechem wspominam kolejne dni i odtwarzam smaki, których mogłam spróbować. Moje chwile smakują owocami, lodami naturalnymi, odkrytą niedawno kuchnią wegańską i lekkim włoskim winem (słodkim). Poza tym – czekoladowym ciastem z cukinii oraz…
No właśnie, tu wypada wspomnieć o niebiańskich wprost ciastkach, których razem z M. spróbowaliśmy w Gdańsku. Mały serniczek z ricotty z ciasteczkiem i kleksem prawdziwej śmietany z ziarenkami wanilii, słodka kuleczka rabarbarotka z delikatną, aksamitną górą i kwaskowatym nadzieniem (moja miłość od pierwszego widelczyka) oraz śliwkowe ciastko z czekoladą, pod którą ukryto najlepsze ciasto kruche, jakie kiedykolwiek jadłam, chrupki, orzeszki i śliwkowe nadzienie. Gdybym miała opisać, jak powinno wyglądać moje niebo, no to właśnie tak – jak w kawiarni UMAM. O wizycie w Gdańsku opowiem następnym razem, żebyście wiedzieli (jak już się tam wybierzecie), gdzie można pysznie zjeść.
Dobrze najedzona, z uśmiechem na twarzy wróciłam z tych wszystkich wyjazdów do Poznania i szybko wskoczyłam w wir wolności: leniwe śniadania, długaśne wycieczki rowerowe, spacery na Jeżyce i wokół Malty… Przyszedł taki moment, że przechodząc przez rynek, dojrzałam dziewczę leżące pod jedną z fontann i robiącą z zapałem zdjęcia. “Poświęcenie, rzecz godna podziwu!” – pomyślałam z uśmiechem, po czym dosłyszałam kątem ucha: “Boże, tu jest tak pięknie!”. Dziewczę miało koleżankę skrytą po drugiej stronie fontanny, również fotografującą cuda architektury.
Przystanęłam z wrażenia: rzeczywiście, przecież tu jest tak cudnie, tak wspaniale! Rozejrzałam się po rynku, przysiadłam na murku i spędziłam tak niemal godzinę, patrząc na kamienice i krążących wokół mnie ludzi. Prawie się wzruszyłam, ponieważ uświadomiłam sobie, że często mamy tyle piękna na wyciągnięcie ręki, a tak bardzo nie potrafimy go docenić. Wpadając w wir codzienności, chodzimy ze wzrokiem utkwionym w chodniku – a tyle rzeczy dzieje się nad naszymi głowami! Radzę wam częściej zadzierać nosa i podziwiać cuda architektury. Radzę zatrzymywać się od czasu do czasu, cieszyć chwilą, być turystą we własnym mieście – doceniać to wszystko, co ma się wokół. Tak samo jest z życiem: często marzymy o czymś lub o kimś innym, a na oczach mamy klapki jak koń i nie widzimy tego, co najważniejsze.
***
Mówiłam o kuchni wegańskiej, więc na koniec wakacyjnych wywodów zapraszam na szybki azjatycki makaron (i niebiański deser w Gdańsku, haha!). Potrzebna będzie kostka naturalnego tofu, które należy osuszyć, posolić i posypać szczyptą pieprzu cytrynowego, a następnie podsmażyć na odrobinie oleju. Tę czynność należy wykonać bardzo dokładnie, żeby tofu było obsmażone z każdej strony – będzie wówczas chrupiące i aromatyczne. Paprykę, cukinię i marchewkę kroimy w niezwykle cienkie słupki, to bardzo istotne. Udon gotujemy w osobnym garnku, a na dużej patelni podsmażamy poszatkowane szalotki i przeciśnięty przez praskę czosnek. Dodajemy sos sojowy i ostrygowy, a także sriracha, doprawiamy cukrem, solą i pieprzem cytrynowym (sól i pieprz jak zawsze do smaku, ale nie bójmy się przypraw, serio). W sosie dusimy warzywa, a po chwili łączymy go z ugotowanym makaronem. Wykładamy na talerze, makaron podajemy lekko skropiony cytryną, posypany pokrojoną ukośnie dymką i podsmażonym tofu.

Uwielbiam ten makaron i gwarantuję wam, że i wy go polubicie. Jest kojący i szybki w wykonaniu – doskonale sprawdzi się po powrocie z wakacji. No i jest piękny. Jak życie. Po prostu.

___

lista składników: marchewka, papryka, mała cukinia, 300 g makaronu udon, kostka naturalnego tofu, 6 szalotek, 2 dymki, 2 ząbki czosnku, olej, 4 łyżki sosu sojowego, łyżka sosu ostrygowego, łyżka sosu sriracha, 2 łyżki cukru, sól, pieprz cytrynowy, coś kwaśnego do podania

 

(Visited 170 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]