Cierpliwa zupa

Była sobota rano, obudziłam się rześka i pełna energii (tej ostatniej nie brakuje mi w zasadzie nigdy). Wymyśliłam sobie, że z kupionych na targu szparagów ugotuję zupę i napiszę tekst o kojącym działaniu gotowanych z miłości wywarów…

Ale oparzyłam sobie język i podniebienie, więc zaniechałam wątku o błogim działaniu szparagowej (pulsujące wargi i pół jamy ustnej dawały o sobie znać przez całą sobotę). Napiszę za to o cierpliwości – cesze, której wciąż mi brakuje. Niestety.

Zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana, jak mówił dziadek. Biegałam, zamiast chodzić, połykałam ptysie, zamiast delektować się ich puszystością, a w pierwszej klasie odpowiadałam na lekcjach bez podnoszenia ręki, uznając to za niepotrzebny wymysł wychowawczyni. Do dzisiaj wystarczy mi rzucić hasło, a ja już układam w głowie plan, jak coś zrobić, łączę kropki i przechodzę do działania. Nie czekam, po prostu robię to, co trzeba – natychmiast, bez zwłoki.

Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre, bo jestem (stety lub niestety) niezawodna, to znaczy zawsze staję na wysokości zadania. Można na mnie polegać, o czym wiedzą najbliżsi z mojego otoczenia. Wychodzi lepiej lub gorzej, ale zawsze staram się osiągnąć szczyt własnych możliwości. Złe, bo na ogół wysuwam się przed szereg i działam trochę za szybko, nie przemyślawszy dobrze tego, co robię.

Nie jestem cierpliwa. Wszystko chciałabym mieć od razu – w tej bliskiej perspektywie. Nie chcę czekać, aż truskawki zaowocują, nie chcę czekać, aż krem budyniowy dobrze się ostudzi (zawsze zbyt szybko ucieram go z masłem). Nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu, kiedy tężeją lody, i nie mogę odnaleźć się w kolejkach. Jakichkolwiek. Po lody albo do dentysty – wszędzie czekam, przebierając nogami i wzdychając do nieba.

Ten brak cierpliwości poskutkował też oparzeniem języka – próbowałam zupy, chciałam wiedzieć, czy doprawiona, czy czuć szparagi… Zamiast poczekać, podmuchać – łyżka w dłoń i hopla! W efekcie pod koniec nie czułam już żadnych smaków, tylko miarowe pulsowanie mięśni. Szparagową przed zapomnieniem w meandrach świadomości uratował tylko komplement M., który stwierdził, że zupa jest pyszna (“jak zwykle niebo w gębie”), więc nieszczęsne danie zostało sfotografowane z bukiecikiem ukochanych konwalii (jak one pachną!). Dobrze mieć kogoś, kto takie kwiatki przyniesie, umocni na duchu i pochwali, kiedy człowiek ma obolały język i jest niewiarygodny.

Kochani, w ten poniedziałek życzę Wam cierpliwości. Zwolnijcie, cieszcie się chwilą i nie spieszcie się zbyt często – czasami trzeba, ale na ogół niekoniecznie.

***

Zupa szparagowa to wiosenne danie, którego nie może zabraknąć w wielkopolskich domach na początku maja. Moje rodzinne strony słyną z produkcji tego wdzięcznego i niezwykle smacznego warzywa. Szparagi są bardzo zdrowe – mają mało kalorii i dużo dobrych witamin oraz składników mineralnych, m.in. kwas foliowy, witaminę C, asparginę (poprawiającą pracę nerek), wapń, fosfor, potas i glutation, który z kolei wzmacnia układ odpornościowy. To wszystko można przemycić w kremowej zupie zabielonej śmietanką i udekorowanej pietruszką!

Szparagowa wymaga odrobiny cierpliwości (ha, ha!). Najpierw oporządzam białe szparagi (dwa pęczki): odcinam końce i obieram je na 3/4 wysokości, poczynając od dołu. Obierki gotuję w bulionie – tak długo, aż stanie się na wskroś szparagowy.

W tym czasie przygotowuję warzywa: marchewkę, kawałek pora, pietruszki i selera obieram i kroję w kosteczkę (por w talarki). Wywar odcedzam do większego garnka, obierki wyrzucam, a do bulionu dodaję warzywa i dużo suszonego lubczyku. Po chwili w garnku ląduje połowa pokrojonych w talareczki szparagów – kiedy zmiękną, zupę blenduję i znowu wstawiam na gaz. Dodaję resztę szparagów – kiedy zmiękną, zupa jest gotowa. Na tym etapie dodaję sól, pieprz cytrynowy i szczyptę brązowego cukru – doprawiam do smaku. Radzę uważać na delikatny język i podniebienie! Na koniec gotuję makaron i zabielam zupę śmietanką. Mam patent na warzenie się nabiału: przelewam śmietankę do miseczki, dodaję do niej chlust zupy, mieszam, znowu dodaję chlust gorącego wywaru i tak ze cztery razy. W końcu przelewam mieszaninę do garnka i wszystko wychodzi OK.

Zupę podaję z makaronem jajecznym i pietruszką. Uwielbiam to połączenie – szparagowa  jest pyszna, delikatna i lekka. A ja obiecuję, że cierpliwie poczekam kilka dni, zanim znowu kupię szparagi na zupę! W końcu sezon na te charakterystyczne wielkopolskie dobrocie do czegoś zobowiązuje – i mnie, i Was…

Coraz cierpliwsze całusy,

M.

___

składniki: 2 pęczki białych szparagów, mały rondel bulionu, śmietanka 18% (kartonik, ok. 250 ml), marchewka, pół korzenia pietruszki, pół małego selera, ewentualnie mały ziemniak, suszony lub świeży lubczyk, pietruszka do dekoracji, sól, pieprz cytrynowy, szczypta cukru brązowego, makaron lane kluski (dobry makaron jajeczny)

(Visited 127 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]