Wiosenna tarta

Święta coraz bliżej, a w mojej głowie siedzą trzmiele.

O matko, spytacie, jakie trzmiele? Otóż takie, co to naukowcy dowiedli, że mają zdecydowanie zbyt dużą masę w stosunku do powierzchni skrzydeł, dlatego absolutnie NIE POWINNY latać. A one, skurczybyki, LATAJĄ – dlatego, że nie wiedzą, co orzekły mądre głowy.

Błoga nieświadomość czy wielka siła perswazji? Zwał jak zwał, ale pewne jest to, że my ludzie jesteśmy bardzo podatni na sugestie. Głęboko wierzymy w to, co mówią inni, poddajemy się prądom i modom, (najczęściej) podążamy za tłumem, zdając się na tych pozornie lepszych od nas, których traktujemy jak wyrocznie. Mówią, że ser trzeba zmielić cztery razy? Mają rację! Mówią, że nie wypada dawać żółtych róż? Mówią, że w pewnym wieku już nie wypada? Mówią, że neonowe bomberki są hitem sezonu? Mówią, że na święta trzeba wyprać firanki?

Tymczasem, kochani, mądrzejszych nie ma. Zdecydowana większość zasad, do których stosujemy się przez całe życie, została wymyślona nie wiadomo po co i na co. Zdecydowanie za bardzo liczymy, zbyt dużo tłumaczymy, a za mało ufamy intuicji, sercu. Wszystko przekładamy na liczby, badania i powtarzane od pokoleń mądrości. I nie potrafimy oddzielić tych wartościowych od bezzasadnych, rzucając się we wszystkie jak dziki w żołędzie.

Szamotamy się w życiu jak trzmiele, ale w przeciwieństwie od nich nie potrafimy odlecieć. Trzymają nas naukowcy, trzyma nas babcia i wujek z piątej wody po kisielu, wszyscy nam coś udowadniają, oceniają nas i wystawiają etykiety. Więc machamy wściekle skrzydłami, naśladując innych i dostosowując się do innych, ale…

…nic z tego. Żeby odlecieć i swobodnie latać, trzeba wielkiej odwagi. Odwagi, która polega na oddzielaniu ziaren od plew, mądrości od bzdur, tego, co ważne, od tego, co nieistotne. Potraktujmy dobre rady jak pudełko czekoladek i schowajmy je do szafki. Możemy sięgnąć po jedną lub dwie, jeśli będziemy tego potrzebować, ale to nasza decyzja. Nikt nie ma prawa wpychać nam całego czekoladowego kartonika do gardła, bo niechybnie dostalibyśmy mdłości.

Kochani, bądźcie jak trzmiele, które potrafią latać. Odbijcie się od ziemi. Decydujcie o sobie sami, nie zdawajcie się w stu procentach na innych, bo taka bierność nikomu nie wyszła na dobre. Wykorzystajcie ten wiosenno-świąteczny czas, by uporządkować swoje wnętrze, a nie kuchnię czy salon. Miejcie świadomość, że w tych nadchodzących pięknych świętach niezbyt ważne są rzeczy przyziemne, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Pozamiatajcie w sercu i duszy. A potem upieczcie tartę z idealnym maślanym spodem!

***

Przechodząc do przepisu, zacznę od tego, że go uwielbiam – dzięki starannie opracowanym proporcjom spód wychodzi po prostu rewelacyjny. Jest kruchy, maślany, pyszny, a przede wszystkim miękki – nikt nie połamie sobie zębów ani widelców, próbując nadziać nań kawalinek (to odwieczny problem podczas pieczenia tart). Robotę robi też serowe, kremowe nadzienie, a także powiew świeżości w postaci ulubionych owoców (u mnie padło na truskawki).

Pokruszyłam 100 g masła z 60 g cukru i 150 g mąki, a do tego dodałam szczyptę soli i 1 jajko (na końcu wyrabiania). W razie potrzeby ciasto można zwilżyć zimną wodą lub dodać nieco mąki, gdy z kolei wyjdzie zbyt kleiste. Taką kulkę zawinęłam w folię spożywczą i włożyłam na godzinę do lodówki.

W tym czasie wypiłam herbatę, bo nie ma się co spieszyć. Kiedy godzina minęła, wysmarowałam formę masłem i wysypałam mąką, rozwałkowałam schłodzone ciasto na papierze, a następnie zeń odkleiłam i przełożyłam na blaszkę. Spód ponakłuwałam, wyrównałam i wstawiłam jeszcze na chwilę do lodówki.

W tym czasie zabrałam się za szypułkowanie truskawek i krojenie je na cienkie plasterki. Nagrzałam piekarnik na 190°C (termoobieg), po czym podpiekłam spód z obciążeniem – tarta była w piekarniku przez 15 minut (na ciasto wykładam papier, a na papier metalowe kulki do pieczenia albo zwykłą fasolę jaś). Kolejne 15 minut tarta powinna piec się w niższej temperaturze (180°C) i bez obciążenia (należy je delikatnie zdjąć).

W dużej misce mieszam 500 g zmielonego twarogu dobrej jakości (w składzie: twaróg, śmietanka, mleko), 50 g cukru pudru, odrobinę esencji waniliowej, budyń śmietankowy w proszku bez cukru i jajko. Całość lekko rozbełtałam trzepaczką, nie za mocno, by nie napowietrzyć masy.

Kiedy spód się podpiekł, wyjęłam go z piekarnika i lekko przestudziłam. Następnie wylałam nań masę sernikową i piekłam 20 minut w tej samej temperaturze (180°C). Na ciepłej tarcie ułożyłam truskawki. Pierwszy kawałek zjadłam 20 minut później!

Myślę, że trzmiele lubią słodycze – kto ich nie lubi? Dlatego upieczcie pyszną tartę i od dzisiaj bądźcie jak one – latajcie, choć ktoś tam powiedział, że nie powinniście.

Ze słodkimi pozdrowieniami,

M.

___

lista składników na ciasto: 150 g mąki pszennej, 100 g masła, 60 g cukru, jajko, szczypta soli

masa sernikowa: 500 g zmielonego twarogu dobrej jakości (miałam President z mascarpone), 50 g cukru, odrobina esencji waniliowej pół łyżeczki), opakowanie budyniu śmietankowego bez cukru, jajko

do dekoracji 400 g świeżych truskawek

 

(Visited 167 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Wiosenna tarta”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]