Sernik z miłością

Jest taka piosenka, w której przystojny pan śpiewa, że dziękuje za miłość.

I jest taka, w której inny pan z nieśmiałością stwierdza: im więcej słów dałaś mi już / tym później mniej zostanie. Jest też ta, przy której często popłakiwała moja mama.

To piosenka, którą w swój powolny, charakterystyczny sposób śpiewa Michał Bajor. O panu, który opowiada ukochanej żonie, jak zwolnił się wcześniej z pracy – to był fatalny dzień – i trafił do kawiarni, w której pewna pani patrzyła pewnemu panu głęboko w oczy.

Ona tak wpatrzona w niego / Że już być przestał sobą / I poczułem żal do losu / Że jest miłość, ta prawdziwa / Żal niemądry, że w ten sposób / Nigdy na mnie nie patrzyłaś.

Wyszedł stamtąd, wypił jarzębiak, strasznie się sponiewierał. W końcu pojawił się w progu, opowiedział żonie o fatalnym dniu i dodał: nie chcę więcej takich dni. Na koniec z jego strony padły druzgocące, ale wyjaśniające kontekst słowa: tą kobietą byłaś ty

W tym momencie moja mama za każdym razem wybuchała strasznym płaczem. Zdarzało się to często, bo tę piosenkę  ­– Popołudnie – miała gdzieś nagraną. Jako młode dziecię nie do końca rozumiałam, o co chodzi – ale teraz rozumiem świetnie.

Prawdziwa miłość to wielki dar i jeszcze większa odpowiedzialność. Mówią, że zawsze ktoś kocha bardziej i wiadomo, że w tej Bajorowej piosence padło na tego pana… Nikomu nie życzę, żeby zobaczył swoją największą miłość w takich okolicznościach, zapatrzoną w kogoś innego.

Wśród tych smutnych tekstów bywa i tak, że zdarzą się pogodne. Ale i tak najpiękniejszą piosenkę miłosną śpiewa pewna para, która szlifuje repertuar od dwudziestu sześciu lat.

Poznali się nieprzypadkowo, musieli się spotkać. Trafiło ich szybko, choć relacje są zgoła zbieżne (pani twierdzi, że to przychodzi z czasem, pan, że uderza od razu). Poszli na spacer do lasu, wypili parę kaw i stwierdzili, że nie mogą bez siebie żyć. A potem wzięli ślub – mniej więcej tu przypada refren – i od tego czasu żyją w zdrowiu, szczęściu i chorobie. Trzymają się za rękę, kiedy świeci słońce i pada deszcz, dogadują się jak żadna para na świecie. Zgadują w lot swoje myśli, wyręczają się nawzajem, rozmawiają godzinami i nigdy, przenigdy się nie nudzą (od dwudziestu sześciu lat!). Kiedy pan patrzy na panią, w jego oczach widać miłość, która stała się dla mnie najlepszym wyznacznikiem uczuć. Pani spogląda na niego w ten sam sposób…

Ich miłość to jedna z najpiękniejszych piosenek, jakie kiedykolwiek wybrzmiały. Śpiewają czysto, a każda zwrotka jest lepsza od poprzedniej.

Są wspaniali. Ci ludzie – to moi rodzice.

***

Na rocznicę ślubu przyda się dobre ciasto, to pewne, więc popełniłam boski, kremowy sernik z lemon curdem. Jest wspaniały, delikatny, a zarazem wyrazisty (cytrynowy krem robi robotę). Sprawdzi się idealnie na święta i nie tylko – jest taki dobry, że osiem kawałków znika w dwie minuty (sprawdzone).

Więc tak, jeśli chodzi o spód, to w rondlu rozpuściłam 60 g masła. W misce odważyłam 50 g cukru i 120 g mąki, całość wymieszałam – ciasto będzie przypominało kruszonkę. Wylepiłam nim dno wyłożonej papierem tortownicy o standardowej średnicy. Włożyłam blaszkę do pieca na 10 minut 200°C (góra-dół), a w tym czasie w misce wymieszałam kilogram dobrej jakości zmielonego sera (tym razem padło na twaróg z dodatkiem mascarpone marki President – koniecznie zwracajcie uwagę na skład, w serze powinny być TYLKO twaróg, mleko czy śmietana). Do tego dodałam 240 g drobnego cukru do wypieków, 40 g mąki pszennej, szczyptę soli, dwa rozbite jajka od szczęśliwych kurek oraz 100 ml śmietany 18%, całość rozbiłam trzepaczką (raz dwa i gotowe).

Kiedy spód się podpiekł, na dno piekarnika wstawiłam blachę i wylałam na nią gorącą wodę, żeby sernik piekł się w tak zwanej kąpieli (któż się nie lubi kąpać!). Nastawiłam piec na 220°, wylałam masę serową na spód i piekłam całość najpierw 10 minut w tej wysokiej temperaturze, a potem pół godziny w mniejszej (150°).

W tym czasie zrobiłam moją nową miłość – lemon curd, o którym już pisałam przy okazji tarty u Tiffany’ego. W miseczce umieszczonej nad gotującą się wodą (czyli w kąpieli wodnej) połączyłam dwa jajka wymieszane z dwoma żółtkami i 140 g drobnego cukru (dobrze sprawdzi się powszechnie dostępny puder). Do żółtej masy dodałam skórkę z dwóch cytryn i sok z jednej, a także 80 g masła. Całość trzeba delikatnie mieszać małą trzepaczką, krem szybko zacznie gęstnieć. Kiedy tak się stanie, trzeba zdjąć go z ognia.

Upieczony sernik wyciągam, daję mu kilka chwil na odparowanie, po czym nakładam na niego masę. Musi stężeć co najmniej kilkanaście godzin (zawsze zostawiam go na całą noc w lodówce), żeby miał idealną konsystencję – nie twardą, lekką, bardzo serową.

Taki sernik nada się pod każdą piosenkę, zwłaszcza taką o miłości – bo nawet on wzbudza piękne uczucia zachwytu i szczerego oddania!

Dla wiadomych pani i pana,

M.

___

lista składników na spód: 120 g mąki pszennej, 50 g drobnego cukru do wypieków, 60 g masła, szczypta soli

lista składników na masę serową: kilogram dobrego twarogu (uwaga na skład, tylko twaróg i śmietana!), 240 g drobnego cukru do wypieków, 40 g mąki pszennej, szczypta soli, 2 jajka, 100 ml śmietany 18%

lista składników na krem: 2 cytryny (skórka i sok), 2 jajka, 2 żółtka, 80 g masła, 140 g drobnego cukru do wypieków (lub pudru)

(Visited 379 times, 1 visits today)

3 myśli na temat “Sernik z miłością”

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]