Kotlet jak u babci

Bardzo lubię słonie.
Nie, żeby były jakoś szczególnie piękne, choć pewnie są i tacy, którym słoniowa uroda trafia w gust. Te niezdarne, olbrzymie zwierzęta są przede wszystkim niezwykle mądre i ujmują mnie właśnie tą swoją mądrością.

Kochają pięknie, tak, jak nie zawsze potrafią ludzie. Wyobraźcie sobie, że zajmują sobie miejsce przy wodopoju – on jej, a ona jemu, zależy, kto pierwszy trafi do celu. Uważam, że to wspaniały obraz prawdziwej miłości – takiej, która pozwala opuszczać osobiste strefy komfortu, żeby być z drugim człowiekiem. Myśleć o kimś, troszczyć się o jego potrzeby, chcieć dla niego jak najlepiej – to właśnie zajmować sobie miejsce przy źródle! Tych, których szczerze się kocha, wpuszcza się do najważniejszych stref swojego życia. Je się z nimi śniadania, pieli ogródek, smaży naleśniki, chodzi na spacery i obowiązkowo spotyka w newralgicznych punktach stada takich jak kawiarnie, restauracje, teatry czy rzecz jasna wodopoje.

Więc słonie, jeśli kogoś kochają, otaczają go opieką. Są wierne do końca, wybierają jednego osobnika i po prostu żyją obok niego, nie oglądając się na inne słonie (i słoninki, hłehłe). Są razem na dobre i na złe, zajmują sobie miejsca przy wodopoju, i tak sobie trwają – pięknie, czysto, urzekająco. A na koniec, kiedy czują, że już czas, odchodzą od stada i szukają spokojnego, ustronnego miejsca, by oddać słoniowego ducha. Nie chcą, by wybranka bądź wybranek patrzyli, jak umierają. Strasznie mnie to wzrusza…

Kochani, weźmy z tej słoniowej lekcji tak dużo, jak się da. Weźmy i uczmy się kochać jak słonie – pięknie, wiernie, nieegoistycznie.

***

A jeśli o wzruszenia chodzi, to oprócz słoni wzruszają mnie też dobre desery (sernik, ciasteczka, tarta z lemon curdem, omomom!) i dobrze usmażone kotlety. Słuchajcie, od jakiegoś czasu robię tradycyjne schabowe – moczone w mleku, przekładane cebulą, smażone na smalcu – i to jest, słowo daję, sztos. Są soczyste, kroją się jak masło, a jednocześnie zachowują chrupką panierkę. Re-we-la-cja!

Oczywiście, nie jem kotletów codziennie, ale raz na jakiś czas. Kiedy już najdzie mnie ochota, kupuję cztery plastry schabu u dobrego rzeźnika (wybieram wersję bez kości) i uprzejmie proszę panią ekspedientkę, żeby mi je porządnie rozbiła w specjalnej maszynie. Taki schabik przynoszę do domu i jeśli chcę go zjeść w niedzielę, w sobotni wieczór kroję 2 cebule w piórka i przygotowuję litr mleka 3,2%. W metalowej misce układam plaster schabu, przekładam cebulą i tak na przemian, a na koniec zalewam mlekiem, szczelnie przykrywam folią i chowam na noc do lodówki.

Koło niedzielnego południa, kiedy robię się głodna, wyjmuję schabik, odsączam go z mleka i cebuli, solę, pieprzę i panieruję jak trzeba, a więc obsypuję mąką, taplam w roztrzepanym jaju i na koniec wkładam do bułki tartej. Kotlety smażę po kolei na rozgrzanej patelni, po parę minut z każdej strony, co jakiś czas dokładając smalec. Każdy odsączam elegancko w papierowy ręcznik.

Podaję oczywiście z tłuczonymi ziemniakami, cebulką i surówką. Jeśli jesteście ciekawi surówki, kupiłam pyszną kiszoną kapustę, dodałam trochę świeżego ogórka, papryki, pomidora, suszonych śliwek i majonezu. Była pyszna!

Kochani, kochajcie się jak słonie i jedzcie jak trzeba. Każdy Polak choć raz powinien spróbować prawdziwego staropolskiego kotleta jak u babci! No!
M.
____
lista składników na 2 osoby: 4 rozbite plastry schabu, litr mleka 3,2%, 2 cebule, pół kostki smalcu; do podania ziemniaki i surówka (kapusta kiszona, majonez, pomidor, kawałek papryki, kawałek ogórka, 4 suszone śliwki, sól i pieprz)

(Visited 142 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Kotlet jak u babci”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]