Deser z krainy dzieciństwa

Czasami chciałabym wrócić do czasów, kiedy miałam pięć lat.

Łudzę się, że może wystarczyłoby jedno usprawiedliwienie – złożone w jakimś wiarygodnym urzędzie. Odmłodziliby mnie o dwadzieścia lat, ubrali w moją śliczną dżinsową sukienkę, zapletli warkocze i zaprowadzili do mamy, do naszego niedużego mieszkanka. Mój doskonały, ale (niestety) abstrakcyjny plan jest tak czarująco kuszący, że mam ochotę spróbować wcielić go w życie (może Urząd Pracy przyjmie stosowny kwit…?).

Więc nie byłoby nerwów, stresu i problemów do rozwiązania. Nie byłoby niedotrzymanych obietnic i grymasów zawodu, nie byłoby narzekań i marudzenia – byłoby przyjemnie, wesoło i jakże radośnie. Znów mogłabym stać się małą, słodką, bezbronną dziewczynką, która praktycznie nic nie musi…

Najpierw śniadanie, potem spacer i obowiązkowo ptysie od Walkowiaków. Mocno trzymałabym mamę za rękę i nie zawracałabym sobie głowy tym, co trzeba zrobić i na kiedy. A po powrocie do domu usiadłabym na moim taboreciku i zjadłabym ptysia – wprost z talerzyka z truskawkami. Na koniec mama wytarłaby mi nos umorusany bitą śmietaną…

Byłoby czytanie książeczek pod wielkim kaloryferem, pieczenie czekoladowego brzdąca, układanie klocków i tarmoszenie za liście japońskiej róży, której liście przypominają monsterę. Narysowałabym ze dwadzieścia laurek i trochę pobrykała tu i ówdzie (za dziecięcia wszędzie było mnie pełno). Mama tłumaczyłaby mi świat i byłoby pięknie, a ja – obiecuję – ani przez chwilę nie pomyślałbym, że chcę być już dorosła.

Bo wiecie – dorosłość jest strasznie przereklamowana. Czasami człowieka ogarnia niezwykłe zniechęcenie. Spojrzy w kalendarz i chce mu się płakać! Bywa, oczywiście, całkiem przyjemnie. Ale zasadniczo zawsze lepiej być dzieckiem…

Dzieciństwo to piękny czas. Prostoduszności, swobody, nauki, odkrywania prawdy o sobie i definiowania smaków. Dziecko nic nie musi, dziecku wybacza się jakieś nietrafione słowo czy stłuczony talerzyk. Dziecko nie zaprząta sobie głowy humorem teściowej, pracą od poniedziałku do piątku, chorobą dziadka i niezapłaconym rachunkiem – dziecko jest dzieckiem.

I choć czasami siadam w fotelu i mam ochotę cofnąć się do tamtych czasów, po chwili uśmiecham się lekko i myślę, że wystarczy. Jest dobrze. Pracę mam cudną, życie też. Kochają mnie najwspanialsi ludzie na świecie i to jest ogromnie dużo. I choć czasami muszę pomyśleć o tym i owym, ale zawsze mogę się poratować ciastem!

Dzisiaj mam dla Was przepis na ciasto bez pieczenia, które powstało z inspiracji popularnym batonikiem 3 bit. Moja zdolna koleżanka z pracy znowu podała mi pod dziób coś pysznego i postanowiłam powtórzyć to u siebie, coś niecoś unowocześniając.

To pyszne, maślane i niebiańsko smaczne ciasto, które znika w kilka sekund. Idealne na niedzielę i każdy dzień tygodnia – po prostu pyszne!

Zacznijcie od ugotowania gęstego budyniu (zagotujcie 700 ml mleka, a kiedy zacznie się pienić, wlejcie do niego dwa budynie śmietankowe bez cukru rozmieszane z 50 ml mleka i 3 łyżkami pudru). Odstawcie masę do ostygnięcia.

Blachę średniej keksówki albo kwadratowej blachy wyłóżcie papierem albo folią spożywczą. Ułóżcie warstwę maślanych ciasteczek, a następnie masę krówkową i drugą warstwę ciasteczek. Kiedy budyń ostygnie, zmiksujcie go z utartym na puch tłustym masłem (200 g) i przełóżcie ją na ciastka, po czym przykryjcie kolejną ciasteczkową warstewką. Ubijcie 600 ml śmietanki z czubatą łyżką pudru – najlepiej dodać do niej żelatynę. Łyżkę deserowej żelatyny dokładnie rozpuszczam w trzech łyżkach wrzątku, następnie dodaję do niej odrobinę ubitej śmietanki i wlewam ją do masy. Dzięki temu na drugi dzień masa osiągnie idealną konsystencję.

Bitą śmietanę przykryjcie warstwą startej na drobnych oczkach czekolady deserowej (3/4 tabliczki). I teraz poćwiczcie silną wolę, bo ciasto powinno się chłodzić co najmniej 3-4 godziny, a najlepiej całą noc!

3 bita kochają dzieci i dorośli, którzy od czasu do czasu chcieliby być dziećmi. Pamiętajcie, że zawsze tęsknimy do rzeczy, których nie mamy, albo które bezpowrotnie minęły. Zacznijcie doceniać rzeczywistość i cieszyć się teraźniejszością, a chwile nostalgii zajadać dobrymi deserami – to naprawdę działa!

M.

___

lista składników: 400 g maślanych ciasteczek (herbatników) z Lidla, puszka masy krówkowej HELIO (z Lidla), 2 opakowania budyniu śmietankowego bez cukru, 3 łyżki pudru do budyniu i półtorej łyżki do śmietany, 750 ml mleka 2%, 600 ml śmietanki 30%, łyżka żelatyny, ¾ tabliczki czekolady deserowej

 

(Visited 323 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]