Wegański paprykarz
Jestem znana z dobrych numerów.
Tym razem (prawie) wywinęłam orła na schodach prowadzących do piekarni. Wyszło mi wcale nonszalancko, chwyciłam się klamki i jakoś utrzymałam równowagę. W takiej sytuacji ciało przekracza pewne ograniczenia – udało mi się to, co nigdy nie wyszło podczas samozwańczych treningów, to jest niemal zrobiłam szpagat, a całość zakończyłam niezłym przysiadem z przyklękiem.
Na swoją obronę mam to, że schody były śliskie jak jasny pierun. Nie zmienia to oczywiście faktu, że odwaliłam popisowy numer – scenę wymuszonego aerobiku w samym środku miasta widziało sporo osób, w tym pełniutki autobus komunikacji miejskiej. Nie da się ukryć, że jestem też spalona u pani z piekarni.
Niech będzie i to.
Westchnęłam, założyłam torbę z zakupami na ramię (Spraw, Boże, żebym kupiła tylko to, po co przyszłam) i ruszyłam (ostrożnie) do domu. I wtedy – klakson!
To jest jednak drobna przesada – pomyślałam z dezaprobatą – żeby dzwonić na biedne dziewczątka, co się ślizgają na stopniach. Ale odwróciłam głowę i okazało się, że to nie ja byłam powodem silnego wzburzenia kierowcy. A że wzburzenie było silne, kierowca odziany w dres sprzed trzydziestu lat wyskakiwał właśnie ze swojego czerwonego malucha i wymachując pięścią, hasał w stronę białego mercedesa.
Nie znam się na przepisach drogowych, nie mam prawa jazdy. Ale połapałam się, w czym rzecz – pani zajechała panu drogę. I choć sytuacja została ogarnięta, pan poczuł się dotknięty. Na tyle, by wywrzaskiwać dość niecenzuralne słowa pod adresem bab, które nigdy nie powinny siadać za kierownicą.
Z malucha dochodziły dźwięki swojskiej ballady w stylu disco polo, pan wyglądał, jakby zamierzał wykonać napad na kantor, a ja po chwili ruszyłam w dobrą stronę. Głos poirytowanego kierowcy cichł, sięgnęłam po kruche ciastko z cukrem i zatopiłam w nim zęby. Świat uspokoił się, a ja pomyślałam, że ludzie sami utrudniają sobie życie.
Niektóre rzeczy po prostu warto przemilczeć.
***
Nie powinno się natomiast milczeć po spróbowaniu rewelacyjnego wegańskiego paprykarza z kaszą, który popełniłam w zeszłym tygodniu. Jest aromatyczny, pyszny i niskokaloryczny, a do tego – daję słowo – ma urodę wyjątkową… Jest lepszy od oryginału, a na pewno zdrowszy! W końcu konserwy sklepowe mają w składzie cuda wianki, o których nie śniło się filozofom.
Mój paprykarz to bułeczka z masełkiem. Zaczynamy od kaszy jaglanej – szklankę kaszy ugotowałam w bulionie, choć można użyć do tego osolonej wody i też będzie dobrze. Kasza powinna być miękka.
W czasie gotowania warto zetrzeć na grubej tarce dwie marchewki, pół dużego selera i sporą pietruszkę (uwaga, można też wykorzystać opakowanie mrożonej włoszczyzny pokrojonej w słupki). Dwie nieduże cebule należy drobno poszatkować – podobnie, jak żółtą paprykę. W rondlu podgrzałam olej, podsmażyłam paprykę z cebulą (z odrobiną soli i pieprzu), a następnie dodałam starte warzywa, 5 listków laurowych i 5 kuleczek ziela angielskiego oraz czubatą łyżeczkę słodkiej papryki i dwie czubate łyżki koncentratu. Całość dosmaczałam solą oraz pieprzem i udusiłam.
Na koniec wybrałam listki i kulki ziela, wymieszałam warzywa z kaszą – i tyle! Przełożyłam domowy paprykarz do słoiczków i nakarmiłam rodzinę. To niebo w gębie – warzywne, dobrze doprawione połączenie smaków i aromatów naprawdę robi robotę. Przez kilka dni zajadałam się tym na drugie śniadanie, pogryzając żytnim chlebem. A jeśli ktokolwiek ma jeszcze jakieś wątpliwości, to rozwieję je na dwa sposoby:
Primo – przekąskę pochwalił mój brat, który nie jada kaszy jaglanej ani warzyw.
Secudno – M. wpałaszował niemal cały słoik bez słowa, co jest wyrazem najwyższego uznania.
Zatem – róbmy domowe konserwy! Róbmy zdrowe paprykarze! Jedzmy warzywa! Uważajmy na schodach! I nie krzyczmy na siebie bez większego powodu!
Całuję,
M.
___
lista składników: szklanka kaszy jaglanej, opcjonalnie 2 szklanki bulionu, 2 marchewki, duża pietruszka, pół dużego selera (zamiast marchewki, pietruszki i selera można wykorzystać opakowanie mrożonej włoszczyzny w słupkach), dwie małe cebule, duża żółta papryka, czubata łyżeczka słodkiej papryki, 2 czubate łyżki koncentratu, 5 liści laurowych, 5 kulek ziela angielskiego, sól, pieprz (sporo!)
czerwonafilizanka says:
Na pewno przydatny post. Zapewne sporo osób skorzysta. Jadłam kiedyś chyba coś podobnego ale średnio mi smakowało, nie moje smaki.
Jola says:
Jadłam, polecam. Cudowny, warzywno – pomidorowy smak♡
Myślę, że na święta z rybą będzie idealny?
magda says:
No właśnie!
wielkikufer.pl says:
Mimo że jem mięso bardzo często mam ochotę na wegańskie pasztety i pasty, bo warzyw nigdy za wiele.
Weronika Ska says:
Pysznie brzmi i wygląda muszę mamie podesłać!
magda says:
Cudownie :))