Czekoladowe ciasto na strachy

Znam taką dziewczynę, która czasami boi się żyć.

Jest ładna, ale myśli, że jednak niebardzo. Ma śliczny uśmiech, ale chce iść na laserowe wybielanie zębów i zakrywa je dłonią. Mówią jej, że ma świetną figurę, ale ona ciągle niedowierza. Ma rzęsy jak firany, ale nie zwraca na nie uwagi – jak to kobieta, widzi tylko (rzekomo) zbyt duży nos. I wreszcie – jest bardzo wartościowym i mądrym człowiekiem, ale mówi, że wcale nie, że są inni, lepsi, o wiele lepsi od niej.

Dlaczego boi się żyć? Boi się żyć, bo bardo boi się, że coś zrobi źle, że powie coś nietrafnego i kogoś skrzywdzi. Boi się, że jeśli za bardzo się przed kimś odsłoni, to przepadnie. Boi się, co ludzie pomyślą. Boi się, że ktoś jej nie polubi.

Strach nie jest najlepszym życiowym towarzyszem. I ona o tym wie. Każdego dnia stara się zacząć od nowa. Na początku jakoś to idzie, kawa, walka z czasem w łóżku, śniadanie, praca. I gdzieś między dwunastą a zakupami na obiad dopada ją chwilowe zniechęcenie, bo znowu coś nie wyszło, bo nie zdążyła się uśmiechnąć do jakiegoś starszego pana, bo nie było ulubionych pączków z powidłami, bo w pracy tysiąc pięćset sto dziewięćset rzeczy na sekundę, bo poprawki, bo ktoś jest tępy jak jej nóż do chleba i nie rozumie zasad poprawnej polszczyzny.

Wzdycha zbyt często, denerwuje się za bardzo, ma mało czasu na drobne przyjemności. Jest szczęśliwa, bywa zadowolona. Je dobrze, gotuje (naprawdę) nieźle, piecze jeszcze lepiej. Odnosi małe sukcesy i czasami upada pod ciężarem porażek, ale zawsze się podnosi. I codziennie zaczyna… od nowa…

Ta dziewczyna tkwi w każdym z nas. Nikt nie jest idealny, ale wszyscy mamy jedną szansę. I wiecie co? Ja i moja towarzyszka idziemy w to życie jak dziki w żołędzie. Brniemy naprzód, choć czasami niemal nie posuwamy się do przodu. Budujemy i niszczymy, ale zawsze wyciągamy wnioski. A na koniec – kiedy będzie po wszystkim – poprosimy o dokładkę. Dołącz do nas i Ty – byle szybko. Byle od razu. Wszyscy uwierzmy w swoją wartość – i wreszcie przestańmy się bać.

***

A jeśli o dokładki idzie, to mam dla Was przepis, któremu nikt się nie oprze (mamo! przypomniał mi się wierszyk o panu koprze!). Tak, tak, wiem, że wiecie – jeśli chodzi o niezawodny przepis na każdy brzuszek, to musi być ciasto czekoladowe. Moje jest wilgotne, puszyste, rozkosznie miękkie. Wygląda niepozornie jak babka, a smakuje jak najlepsze brownie. Robi się je szybciej niż szybko, a efekty są arcysmaczne! Polecam gorąco!

Więc tak – odmierzcie dwie szklanki mąki i przesiejcie ją z proszkiem (dwie łyżeczki) oraz czterema łyżkami kakao i szczyptą soli. W tym czasie rozpuście w ulubionym rondlu 220 g masła (każdy ma ulubiony rondel – głęboko w to wierzę). Do mąki dodajcie półtorej szklanki cukru, dwa jajka, dwie pełne szklanki mleka, dwie łyżeczki cynamonu i osiem łyżek domowej konfitury, najlepiej z czarnej porzeczki. Wszystko rozbijcie trzepaczką – nie ma potrzeby używać miksera. Cała procedura trwa dziesięć minut – serio, patrzyłam ostatnio na zegarek – i kosztuje tyle, co jedno ciastko w cukierni. Wylejcie masę na długą prostokątną formę (większą niż kreskówka) i pieczcie około 50 minut w 180°C (termoobieg).

Przed podaniem zalecam posypać cukrem pudrem, albowiem wiem, co piszę.

Głęboko wierzę, że jedzenie ciast to wyjątkowy moment, kiedy każda mała dziewczynka, która boi się żyć, uśmiecha się od ucha do ucha. Dlatego warto, naprawdę warto je jeść.

Pamiętajcie, że każdy z nas ma w sobie wystraszone alter ego. Człowiek to wielki fenomen – z jednej strony potrafi bać się absurdalnych rzeczy, a z drugiej może wszystko. Tak było, jest i będzie. Ratuje nas świadomość i rytuał zaczynania od nowa. Wierzę, że w końcu nauczę się żyć – jestem tego pewna. Kochani, pieczmy czekoladowe ciasta i sięgajmy gwiazd…

____

lista składników: 2 szklanki mąki,1,5 szklanki cukru, 2 szklanki mleka, 220 g masła, 2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia albo sody, 2 łyżeczki cynamonu, 2 jajka, 4 łyżki kakao, 8 łyżek domowej konfitury (najlepiej z czarnej porzeczki)

 

(Visited 313 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Czekoladowe ciasto na strachy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]