Racuszki na wypasie

Było pięknie.

Świeciło słońce i chciało się żyć. Piasek miło chrzęścił pod podeszwami tenisówek, włosy zawadiacko zakrywały oczy i czułam sens egzystencji (co nie zdarza się często, choć obecnie coraz częściej). Nieco zaburzę ten sielski anielski krajobraz i dodam do sytuacji lirycznej pewien szczegół – kroczyłam dziarsko z workiem wypchanym śmieciami. Cóż! Życie jak telenowela, nie tylko przyjemności, ale i śmieci w sobie zawiera…

Coś Wam powiem – było mi tak dobrze na duszy, że gdybym umiała śpiewać, nuciłabym sobie pod nosem. Ale nie umiem, gwoli ścisłości, więc tylko uśmiechałam się jak szczerbaty do sucharka (sztandarowy tekścik tatusia, uczę się od najlepszych).

Czas wrócić do sytuacji. Rzeczywistej.

Klapa od pojemnika wymsknęła mi się z rąk i opadła z łoskotem, czyniąc raban przypominający salwę armatnią. Jęknęłam cicho i już miałam czmychnąć, udając, że co złego to nie ja, kiedy z balkonu na pierwszym piętrze wychyliła się siwa głowa i przemówiła złowieszczym głosem:

– A ciszej z tą klapą to się nie dało, noooo?

Zwiałam, nie oglądając się za siebie, ale byłam wściekła i czar dnia prysł. Przecież nie zrobiłam tego specjalnie – myślałam w głębi duszy, dziwnie wytrącona z równowagi. Niby nic wielkiego – zbyt głośno zamknięty kontener, kąśliwa uwaga obrażonej na cały świat pani i moja niechlubna ucieczka. Ot, zdarza się. Życie.

Ale  wiecie co? Tu nie chodzi o samo wydarzenie, ale o tę schowaną na balkonie panią, w której nie została nawet odrobina radości, która nie potrafi już się uśmiechać. Była zgorzkniała i wściekła, w jej głosie dało się wyczuć gorycz i żal – nie za opuszczoną z hukiem klapę, ale za to wszystko, co jej w życiu nie wyszło. To bardzo, bardzo smutne – nigdy nie chciałabym stać się rozgoryczoną babcinką czatującą w oknie i podglądającą sąsiadów. Łatwo dać upust swoim emocjom bez potrzeby – ale po co? Dlaczego komuś ma się obrywać za naszą głupotę?

To chyba najgorszy scenariusz na życie, jaki mogłabym sobie wymyślić. Skończyć jako sfrustrowana, zgryźliwa staruszka na małym balkonie z widokiem na śmietnik? Nigdy w życiu! Powrzaskiwać na Bogu ducha winnych przechodniów? Skądże! Machać zza balustrady wykrzywionym palcem? Wykluczone!

Tego dnia obiecałam sobie uroczyście, że zawsze będę cieszyć się życiem, a spuszczone z łoskotem klapy nigdy nie wywołają we mnie wybuchu żalu. To po prostu niemożliwe! Bo ja już postanowiłam – będę szczęśliwa. A jak mi ktoś kiedyś… to powiem mu z satysfakcją:

– Miłego dnia! I pocałuj kotka w nos!

***

Aby czerpać z życia garściami, trzeba mieć dużo siły. Zależność jest oczywista – żeby mieć dużo siły, trzeba ładnie jeść. Jedzenie na ogół jest ładne, ale szczególnie ładnie wchodzą na przykład racuchy. Pokażcie mi śmiałka, który nie lubi racuchów, a zaśmieję mu się w twarz!  Więc tak, polecam Wam puszyste placuszki drożdżowe z jabłkami – w mojej wersji są lekkie i delikatne, mają o wiele mniej kalorii niż tradycyjne, ciężkie kluchy. No i kochani! One się rozpływają w ustach!

Zrobicie je raz-dwa – na śniadanie, obiad, podwieczorek, w sytuacji kryzysowej. Składniki są banalne i założę się, że macie je w lodówce. A przygotowanie, pytacie? Otóż, mówię Wam ja, mistrzowskie wykonanie jest proste jak ogórek szklarniowy!

Najpierw podgrzejcie szklankę mleka, a do miski przesiejcie półtorej szklanki mąki pszennej. Dodajcie szczyptę soli, wkruszcie 20 g świeżych drożdży i zasypcie je cukrem z wanilią, a następnie zalejcie mlekiem. W rondlu od mleka rozpuście łyżkę masła i dodajcie do ciasta. Obierzcie nieduże jabłko (polecam Cortland), usuńcie gniazdo nasienne i pokrójcie je w drobną kostkę. Na koniec połączcie wszystko z jabłkami oraz dwoma jajkami i odstawcie do wyrośnięcia – na jakieś pół godziny.

Posmarujcie patelnię odrobiną oleju i smażcie placuszki z obu stron na złoto – ciasto nakładajcie łyżką, którą dobrze jest maczać w gorącej wodzie.  Cały proces trwa kilka chwil i proszę, voilà, mamy to. Na koniec posypcie racuszki pudrem i zajadajcie – bez dodatków, albo na wypasie, czyli z owocami i lekko ubitą śmietaną (jak u mnie).

A po takim szamanku to nawet zgryźliwe panie z balkonu nie będą Wam straszne!

Smacznego!

M.

____

lista składników: półtorej szklanki mąki pszennej, 20 g drożdży świeżych, szklanka mleka, 2 jajka, łyżka roztopionego i ostudzonego masła, szczypta soli, cukier z wanilią, jabłko (najlepiej lekko kwaśne, np. Cortland), olej do smażenia, puder do posypania

(Visited 228 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Racuszki na wypasie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]