Zielono mi
Ciężki jest los ogrodnika!
Zachciało mi się kwiatków i roślinek, to mam. Mam też najbardziej nasłoneczniony balkon w całym Poznaniu (nie narzekam!), który pokochały hordy dzikich gołębi (nie narzekam!) oraz wybitny talent do rozlewania wody z konewki i sypania ziemi obok doniczki, zamiast do środka (naprawdę nie narzekam!). Tak więc do moich zmartwień doszedł los biednych poziomek, pomidorków koktajlowych i innych śliczności, które lubią sobie trochę przywiędnąć, trochę się podsuszyć, z lekka opaść i wyłożyć się w pełnej okazałości.
Kiedyś myślałam, że jedna sadzonka truskawek zapewni mi obfite plony na całe lato – oczyma wyobraźni widziałam rzędy słoiczków z dżemami, blachy ciast z czerwonymi owocami, a także miski owsianek z tym jakże zacnym dodatkiem. Szybko okazało się, że truskawek będzie najwyżej pięć i to w najlepszym przypadku, bo maminy balkon jest równie słoneczny i truskawka nie dychała długo, potem dostała jakieś zarazy i padła – no i tyleśmy ją widzieli.
Także – ciężki jest los ogrodnika!
Oczywiście – nie narzekam! Nie znoszę narzekania, brzydzę się nim i omijam szerokim łukiem. Nie lubię ludzi, których stać tylko na malkontenctwo, ale nie mają wystarczająco dużo determinacji, by coś w swoim życiu zmienić. Dostaję spazmów, kiedy słucham, jak to jest źle, olabogaojojoj. Jest źle? Serio? W tym pięknym świecie jest Ci źle? To zrób tak, żeby Ci było dobrze. Zawsze jakaś truskawka padnie, ale zostaną inne.
Dostaliśmy od Kogoś nieograniczone możliwości – dlaczego sami się ograniczamy? Możemy wszystko – dlaczego nie robimy nic? Możemy działać – dlaczego tak często poprzestajemy na mówieniu? Dano nam tylko jedno życie – dlaczego obchodzimy je dookoła, zupełnie nie przyjmując do wiadomości, że jeśli nie przeżyjemy go mocno, najmocniej, zmarnujemy wielką szansę?
Ja staram się nie marnować szans. Postanowiłam, że nigdy nie będę niczego żałować – i choć było mi trochę żal wysuszonej poziomki, po prostu kupiłam nową (niech się ma na baczności, liczę na zbiory stulecia). A potem ugotowałam sobie makaron z zielonymi szparagami a’la carbonara i zjadłam na balkonie, spoglądając podejrzliwie na malutkie petunie (czuję, że wywiną mi jakiś numer z omdlewaniem w roli głównej).
Makaron – no, czapki z głów. Kremowy, maślano-szparagowy sos, pyszny boczek, wyrazisty bursztyn i niczego więcej do szczęścia mi nie trzeba! To danie na szybko i na dobrą linię, no bo nic wielkiego w środku nie ma – można zrobić wersję bezmięsną, użyć brązowego makaronu i iść na dwór cieszyć się życiem, a ja wychodzę z założenia, że od cieszenia się życiem chudnie się w mgnieniu oka.
A teraz – obiadek!
Szparagi obrałam i odkroiłam ich główki. Część łodyg (jedną trzecią) pokroiłam w plasterki, a część starłam na tarce o drobnych oczkach. W rondlu rozpuściłam sporo masła, poddusiłam pokrojoną drobno szalotkę, wrzuciłam pokrojone i starte szparagi, podsmażyłam z solą i pieprzem, a na koniec zalałam odrobiną białego wina. Starłam sporo sera bursztyn. Ugotowałam tagliatelle – oczywiście al dente – i podsmażyłam na rozgrzanej patelni pancettę (włoski boczek, ale sprawdzi się świetnie każdy rodzaj). Później rozmieszałam cztery żółtka (trzepaczką) z solą i świeżo tartym pieprzem, dolałam odrobinę tłustego mleka i całość rozprowadziłam z sosem szparagowym. Przełożyłam do sosu boczczek i na tej samej patelni podsmażyłam przekrojone wzdłuż główki szparagów – podsmażone szparagi to niebo w gębie! Na koniec odcedziłam makaron, przełożyłam do rondla z sosem, wymieszałam dokładnie i przełożyłam na talerz, dekorując podsmażonymi zielonymi łebkami i kiełkami brokułu.
No i zjadłam, patrząc na te moje petunie. Polecam, żebyście zjedli i Wy – petunii oglądać nie musicie. Ale pamiętajcie, że życiem trzeba się cieszyć, poziomki podlewać, a makaron jeść.
M.
____
lista składników na dwie porcje: 300 g makaronu tagliatelle, 500 g zielonych szparagów, 100 g pancetty, ok. 40 g masła, 1/3 szklanki białego wytrawnego wina, 4 żółtka, 40 g startego sera bursztyn (na oko!), trochę tłustego mleka, trochę kiełków brokułu (ewentualnie)
czerwonafilizanka says:
kocham szparagi <3
Monika says:
Chętnie wypróbuje Twój przepis! Zielone szparagi mogłabym jeść każdego dnia, zarówno prosto z patelni, grilla jak i w rozmawitych daniach! Kaszotto, czy odkryty przeze mnie banalny przepis na przyrządzenie ich z przesmażonym porem, mleczkiem kokosowym oraz pietruszką!
magda says:
Łał,brzmi nieźle 😉
krystynabozenna says:
Ogrodniczką na balkonie to bym nie chciała być, ale makaron ze szparagami jak najchętniej bym zjadła 🙂
Dominika says:
Genialny wpis i swietny przepis! Jutro biegne po szparagi !
magda says:
Dzięki, zachęcam! 😉
Rozkminy Tiny says:
Kurczę, muszę w końcu spróbować te szparagi 😀
Pomysłowa says:
O, i to jest kolejny przepis na szparagi, który u mnie na bank się przyjmie 🙂 Muszę spróbowac, no po prostu muszę 🙂
magda says:
No po prostu musisz <3