Ptyś nie pyta
Dryn-drrrrryn-dryn!
Wyskoczyłam jak oparzona z łóżka, sama nie wiem, jak i dlaczego. I na co.
Dzwonki mają to do siebie, że w zadziwiający sposób rozrywają czasoprzestrzeń na tysiąc malutkich kawałeczków, wywracają wszystko do góry nogami i zamieniają pewne w niepewne. Więc dzwonił ten dzwonek i dzwonił, a ja zwątpiłam i najpierw rzuciłam się otwierać, a potem siadłam na brzegu łóżka i zamarłam. Na szczęście w porę przypomniałam sobie, że podpunkt a mam na sobie piżamę z napisem „CHĘDOŻYĆ a to dzierlatka niegrzeczna!” i plamą od owsianki, podpunkt b mam włosie sterczące we wszystkie cztery świata strony, podpunkt c moje oblicze nie skalała odrobina kremu i makijażu. Nie pokażę się tak światu!
A może to Twoja życiowa szansa?
Szepnął złośliwy głosik gdzieś z tyłu mojej biednej głowy.
Akurat! Żadna szansa! Listonosz!
A skąd wiesz?
No jak to, kto może przychodzić o dziesiątej trzydzieści? Prześledziłam listę znajomych i wszystkich po kolei wykluczyłam – byli w pracy jak bum cyk cyk. Być może trudno w to uwierzyć, ale ja też byłam wtedy w pracy. Od szóstej pisałam jak dzik, gdyby ktoś myślał, że się wylegiwałam, to go rozczaruję. Tworzyłam! W swoim biurowym dress code i z nienaganną fryzurą… Tak wygląda luksus bycia swoim pracodawcą – mogę pracować w łóżku, w dresie i z nieładem na głowie, ale kiedy słyszę dzwonek do drzwi, udaję, że nie ma mnie w domu.
No nie będę straszyć biednego człeka!
Więc nie otworzyłam. Przez parę godzin zastanawiałam się, kto to był i czy czegoś nie straciłam – najbardziej na świecie boję się tego, że będę kiedyś żałować, że czegoś nie zrobiłam. Chodziłam i tak sobie myślałam między kawą, śniadaniem, herbatą i dwunastym tekstem o kaloryferach z przyłączem bocznym. A potem się ogarnęłam, doprowadziłam do stanu używalności, zwlokłam swoje jestestwo na dół i wyjęłam ze skrzynki awizo.
Oooo! Ciekawe, cóż to, pomyślałam. I już wyobraziłam sobie romantyczną przesyłkę, w której główną rolę odgrywa coś do jedzenia, książka albo jakiś równie miły drobiazg. Kobiety tak mają, że lubią sobie wyobrażać, artyści też, a ja jestem jednym i drugim, więc to mieszanka wybuchowa. I zanim doszłam na pocztę, miałam już wizję pudełka kwiatów i nową książkę Jamiego, ale nie po raz pierwszy okazało się, że rzeczywistość bywa brutalna.
Umowa.
Poczułam się sprowadzona do parteru, pokiwałam głową z politowaniem nad własną głupotą i udałam się celem zakupu gustownego szlafroczka do witania pana listonosza.
Tak więc jeśli chcecie wpaść z kolejną umową, to można, bo już mam stosowny strój na tę okoliczność. Ale nie nalegam.
W szlafroczku można też robić ptysie. Nadziewane bite śmietaną. Pyszne ptysie nadziewane bitą śmietaną. Powtórzę dla pełnej jasności: nadziewane, pyszne ptysie wypełnione bitą śmietaną. To deser cud miód i orzeszki, klasyka klasyków, deser deserów, podstawa podstaw. Dwa najprostsze przepisy – na ciasto parzone i krem z bitej śmietany. Nic wielkiego, ale łatwo można wszystko schrzanić.
Zaczęłam od rozpuszczenia w rondlu kostki masła. Wlałam półtorej szklanki mleka, posoliłam, dodałam dwie łyżki cukru i zagotowałam. Do tego dwie szklanki mąki pszennej – mieszałam trzepaczką do zgęstnienia, a potem odłożyłam do ostygnięcia. Masa będzie przypominała budyń. W tym czasie pobiegłam do sklepu po śmietanę, a wróciłam z dwunastoma innymi rzeczami. Po powrocie zmiksowałam ciasto z czterema dużymi jajami, przełożyłam do rękawa i wyciskałam małe kopczyki, świetnie się bawiąc. To prawdziwy relaks!
Piekłam pół godziny w 200°C. Później ptysiulki grzecznie się studziły, a ja ubiłam ¾ litra śmietany 30% z czterema łyżkami pudru. Rozpuściłam łyżkę żelatyny we wrzątku, zahartowałam śmietanę i wymieszałam całość. Po ostudzeniu poprzekrawałam ptysie na pół, ładnie nadziałam tylką, poprzykrywałam i popudrowałam.
Przepadam za ptysiami, wierzę w moc bitej śmietany – łagodzi obyczaje, poprawia humor, po prostu robi dobrze! Więc pieczcie ptysie i jedzcie je na potęgę. Z szlafroczkiem i bez! Ale nie przegapcie żadnej szansy w życiu, a na ptysie to już w ogóle.
Oklajzdrana od bitej śmietany,
M.
____
lista składników na ciasto: kostka tłustego masła (200 g), 1½ szklanki mleka, 2 szklanki mąki pszennej, odrobina soli, 2 łyżki cukru, 4 duże jajka
bita śmietana: 3/4 litra śmietany 30%, 4 łyżki cukru pudru, łyżka żelatyny spożywczej do deserów, odrobina wrzątku
Jola says:
Na wspomnienie tychże ptysiów robi się od razu weselej. Małe, smaczne rozweselacze♡Jadłam. Polecam❤
magda says:
❤ I love it!
Rozkminy Tiny says:
Oj tam! Ja już nawet w poplamionym stroju kota z ogonem otwieram 😀
magda says:
Wyższy level 🙂
Asia says:
Ptysie wyglądają bardzo smakowicie:)
magda says:
Dzięki!
Danka says:
Wyglądają zachęcająco i chociaż na śniadanie zjadam serek biały to wolałabym takiego ptysia zszamać.
magda says:
Polecam nadrobić zaległości 🙂
Grafy w Podróży says:
Ptysie już za swoją nazwę mają wielki plus, do tego jeszcze to kremowe nadzienie. Super ciacho.
magda says:
Dokładnie!