Nie-idealny wpis

Leżę na wpół żywa, starając się nie ruszać ni ręką, ni nogą.

Tak kończy się dbanie o dobrą formę, tak kończy się sumienne wykonywanie ćwiczeń fizycznych! Nawet śmiać się za bardzo nie mogę, bo tak intensywnie pracowałam nad piękną linią brzucha, że o ile linia pozostała bez zmian, o tyle nigdy wcześniej nie czułam tak bardzo, że go mam. W tym momencie ograniczam ruchy, bo łaskoczący ból przypomina mi dotkliwie o istnieniu najmniejszych nawet mięśni. Wzdycham, układam się wygodnie i sięgam po ukochaną filiżankę w różyczki.

Aromat kawy unosi się w moim małym mieszkaniu. Uwielbiam ten zapach, lubię, kiedy wwierca się w moje nozdrza, kiedy bezlitośnie łaskocze śluzówkę nosa. Wdycham go i zachłystuję się nim niczym najcenniejszym afrodyzjakiem – to są objawy uzależnienia i nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.  Nie mam też najmniejszych wątpliwości co do tego, że ten tydzień nie należał do moich kulinarnych wzlotów.  Ba! Nie byłabym sobą, gdybym nie nazwała tego jedną wielką porażką!

Piekłam i gotowałam, a jakże. Ale… nic nie było takie, jak miało, i bardzo mi z tego powodu smutno. Pomyślałam, że upiekę ciasteczka. Miały być pyszne, maślane, z dodatkiem masła orzechowego i płatków jaglanych. Dodałam nawet pioruńsko drogą mąkę jaglaną, a na koniec oblałam je orzechowym lukrem i posypałam pestkami granatu. Wyglądały nieźle, ale szału nie było, a jak szału nie było, to nie będę Wam zawracać głowy takimi jakimiś byle jakimi ciachami.  Później, kiedy wiosna uderzyła ze zdwojoną mocą, pomyślałam o kolorowej sałatce. I rzeczywiście taką zrobiłam – pół godziny układałam kolorowe listki botwinki, sałaty i rukoli, pięknie pokroiłam rzodkiewki i ogórki, dodałam małe truskawkowe pomidorki i paprykę, upiekłam pierś z kurczaka i ugotowałam idealne jajka na półmiękko. Na koniec dodałam sos jogurtowy ze szczypiorkiem i dużo świeżo mielonego pieprzu – było dobre, ale po prostu dobre, a ja chciałam czegoś…

Kiedy tak jedno rozczarowanie poprzedzało drugie i jakoś tam sobie żyłam, uświadomiłam sobie, że przecież nie zawsze wszystko musi byś IDEALNE. Niestety, jestem nieuleczalną perfekcjonistką, nie uznaję półśrodków. Nie toleruję bylejakości, jeśli coś robię, to najlepiej, jak potrafię. Dlatego tak bardzo mnie boli, kiedy mi nie wychodzi albo ktoś na opak odczytuje moje intencje – w takich momentach czuję, że cały wszechświat jest przeciwko mnie, a ja jestem sobie sama, samiutka, zdana na rozczarowania i krótkie chwile szczęścia.

Leżąc bez ruchu i dopijając kawę, myślę sobie, że na każdego z nas czeka pula rozczarowań. Te mniejsze i większe rozczarowania są potrzebne jak sól w cieście drożdżowym – trochę nie pasują, ale pięknie podkreślają smak całości. Wciąż uczę się być nieidealna – wstawać zbyt późno, śmiać się za głośno, nie sprzątać, kiedy trzeba i robić to, co dyktuje mi serce. Wciąż uczę się, że perfekcjonizm to najlepsza droga do obłędu i poważnej depresji. Wciąż uczę się, że nie wszystko musi być takie, jak chciałabym, żeby było. Uczę się świata takiego, jaki jest, uczę się nim zachwycać i chcę to robić każdego dnia na nowo.

Ten tekst też nie jest idealny. Ale taki właśnie ma być – wyrwany z kontekstu, niepasujący. Nie będę ściemniać, że mi wychodzi, jak mi nie wychodzi. Kitu też nie będę wciskać! Lubię dzielić się z Wami dobrymi rzeczami, ale dziś przyszedł moment, w którym nie mam nic, czym mogłabym się podzielić. Po chwilowym kryzysie znoszę to dzielnie i tymi nieporadnymi słowami staram się Wam uświadomić, że nie musicie być idealni, że nie wszyscy muszą Was lubić i nie wszystko musi Wam wychodzić.

Nigdy nie próbujcie robić nic wbrew sobie. Bądźcie wierni temu, co dyktuje Wasze serce – nie żyjcie w kłamstwie. Przeczytałam kiedyś cytat z Romy Ligockiej, że nie da się kochać za dwoje, że to się nie sprawdza nigdy, że nie da się nikogo zmusić do miłości, wmówić mu, że coś czuje, kiedy nie czuje. I ja Wam też nic nie wmawiam – następnym razem zaproszę Was na tartę Oreo i tosty francuskie.

I trzymam się za słowo. A ja – jak to mają w zwyczaju perfekcjonistki – słowa dotrzymuję.

Obolała, ale pełna ufności w kształtną linię brzucha (ten ból chyba dobrze rokuje!),

M.

PS Kiedy skończyłam pisać wpis, dostałam zaproszenie na nowy koktajl do ulubionej suszarni 🙂

 

 

(Visited 144 times, 1 visits today)

12 myśli na temat “Nie-idealny wpis”

Skomentuj Beata Herbata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]