Carbonarą w wiosnę
Wiosna uderzyła w nas z wdziękiem!
Rzuciłam się w nią jak dzik w żołędzie. Są już spacery brzegiem Warty i Śródką, są lody naturalne w nieprzyzwoitych ilościach, są pierwsze odciski na jakże delikatnych piętach, poznańskie termy na powietrzu i moc innych atrakcji. Cieszę się ciepłem, słońcem i nową fryzurą, a także ćwiczę cierpliwość, bo przy otwartym oknie wsłuchuję się w głosy mnóstwa nieświadomych tego osób, które zajadają się lodami na parterze kamienicy.
Wczoraj w godzinach popołudniowych dowiedziałam się na przykład – jedząc późne śniadanie na balkonie, a co – że pewna pani za nic nie może zrzucić zimowej nadwyżki kilogramów i tak ją to frustruje, że zajada tę swoją frustrację lodami. Na to odezwał się bliżej nieznany jegomość, który zapewnił ją gorąco, że sorbety nie tuczą i może jeść, ile zechce. Później napatoczyła się dziewczynka, która wyznała mamie (w niedzielę bez handlu…), że zgubiła trampki, a w poniedziałek ma WF, no i jakaś para, która pokłóciła się pod moim balkonem o cukrowy wafel, który dostał tylko on (dla niej zabrakło, dostała podobno inny i mniej smaczny). Szybko okazało się, że on w ogóle dostaje lepsze rzeczy, życie jest niesprawiedliwe, a ona czuje się oszukana oraz wielce nieszczęśliwa i idzie do domu, ale sama, i cześć.
Co ciekawe, najpierw zjadł lody, a potem poszedł. Ale w drugą stronę (zauważyłam z balkonu!).
Nie wróżę im szczęśliwej przyszłości…
Będąc tak świadkiem wielu dramatów i wzlotów, postanowiłam nauczyć się wyłączać zmysł słuchu. I tak ćwicząc tę umiejętność, postanowiłam zrobić carbonarę, a następnie podzielić się z Wami moją wersją tej popularnej smakowitości!
Zawczasu wyjęłam z lodówki dwa jaja i małą śmietankę 12% (możliwie gęstą). Chodzi o to, by jajka i śmietana nie były zimne – carbonara nie jest najwyższym poziomem sztuki kulinarnej, mistrzostwem jest to, żeby nie zamienić jej w jajecznicę! Myślę, że dzięki moim poradom i Wy dacie sobie radę. Do carbonary nada się sporo boczku i czerwona cebula dla koloru, trochę białego wina i mnóstwo pieprzu, a na koniec przydałoby się sypnąć pietruchy, której niestety nie kupiłam, więc na zdjęciach jej nie uświadczycie.
Jajka trzeba sparzyć, czyli zanurzyć na chwilę we wrzątku (ja je polewam wrzącą wodą). W dużej misce roztrzepuję jaja ze śmietaną (jedną trzecią szklanki) na emulsję, dodaję dużo świeżo mielonego pieprzu i odkładam michę w słoneczne miejsce, żeby podnieść temperaturę sosu. W tym czasie nastawiam makaron dobrej jakości (najlepiej bez jaj i z semoliny, a więc z pszenicy durum). Biorę 100 g boczku (kupuję w cienkich plastrach) i kroję w cienkie paseczki. Cebulę szatkuję, powinna się chwilę zmorzyć (trzeba ją posolić i na chwilę odstawić na bok). Nie używajcie zbyt dużo soli – boczek jest dość słony. Na odrobinie oleju podsmażam cebulkę, potem dodaję boczek i kiedy zacznie brązowieć, na koniec dolewam odrobinę wina (jedną trzecią szklanki). Wino powinno odparować, bo inaczej sos będzie rzadki.
I to właściwie tyle – boczek z cebulką stygną, ja odcedzam makaron i przelewam go zimną wodą, żeby zatrzymać proces gotowania i obniżyć jego temperaturę. Do jaj ze śmietaną powoli dodaję przestudzone winne dodatki, ścieram trochę sera bursztyn i teraz najważniejsze – makaron. Jeśli dodacie do sosu gorące kluski, zrobi Wam się jajecznica. Dlatego tak ważne jest przelewanie makaronu zimną wodą! Jeśli o tym nie zapomnicie, wyjdzie Wam idealne danie.
Mieszam wszystko w garze, żeby sos okrył każdy minimetr makaronu, i nakładam na talerze. Posypcie Waszą wersję pietruchą, a nie pożałujecie. To kremowy, pyszny makaron, który smakuje zawsze i wszędzie. Jeśli postanowicie go dla kogoś zrobić, musicie liczyć się z tym, że będzie odwiedzał Was często, częściej i najczęściej – żeby zjeść najlepszą carbonarę na dzielni, rzecz jasna.
Tymczasem wiosenne buziaki,
M.
____
lista składników na dwie porcje: 300 g makaronu z semoliny (tagliatelle, spaghetti czy co tam chcecie), 2 duże jaja od kur z wolnego wybiegu, 1/3 kwaśnej śmietany, 1/3 szklanki białego wytrawnego wina, trochę sera bursztyn, 100 g boczku wędzonego w plastrach, mała czerwona cebula, świeża pietruszka
Łukasz Jarych says:
Jak dzik w żołędzie najlepsze! 😉
magda says:
🙂
Kasia says:
ciekawa jestem czy wędzone tofu zamiast boczku da tutaj radę – musze kiedys z ciekawości spróbować 🙂
magda says:
Myślę, że da 🙂 Polecam!
Bookendorfina Izabela Pycio says:
Smakowitości, którym naprawdę trudno się oprzeć, zwłaszcza z dodatkiem kurek. 🙂
magda says:
Kurki lubię tak bardzo, że jem bez makaronu 😀
Pani Zdrowej Diety says:
Bardzo lubię carbonarę… mi też smakuje zawsze bez wyjątku. Po prostu uwielbiam. Bardzo przyjemny wpis 🙂
magda says:
Dzięki 🙂
Olga Kłos says:
Rzeczywiście to bardzo wiosenne danie. Jednak jestem na diecie i odpada jego przyrządzenie.
magda says:
To zamieniamy! Zamiast śmietany jogurt albo same jajka (druga opcja robienia carbonary), a zamiast boczku pieczone pomidorki 😀
Aneta says:
Uwielbiam takie dania o każdej porze roku i z różnymi dodatkami 🙂 Pyszności 🙂 a tak od drugiej strony, ja często wyłączam się słuchowo, a niekiedy i wzrokowo 🙂
magda says:
Taaak, czasami trzeba się wyłączyć!
Beata Herbata says:
świetnie napisane i zachęca do carbonary bardzo 🙂 jednak ja nie jadam mięsa więc makaron z samą śmietaną byłoby dużą przesada spożywać 😉 fajny blog 😀
magda says:
Może pomidory zamiast boczku? 🙂 Dzięki 🙂
zaneta szot says:
Nigdy nie jadłam Carbonary, a z tych opowieści to ksiażkę można napisać. nawiasem mówić, ciekawgo czego bym sie ja dowiedziałą siedząc na balkonie
magda says:
Skoro nigdy, to trzeba coś z tym zrobić 🙂
Ewa says:
Nauczyłam się skutecznie wyłączać słuch, skupiam się wówczas na pięknie przyrody bądź lekturze – działa 😉
Jak dotąd nie miałam okazji skosztować carbonary, muszę to wreszcie zmienić 🙂
Patrycja K. says:
Wygląda pysznie. 🙂 Ja bym tylko boczek zamieniła na tofu albo ser feta. 🙂