Bez powodu
Różne rzeczy robi się bez powodu.
Można bez powodu kichnąć, schrupać pęczek rzodkiewek albo pokłócić się na śmierć i życie.
Bez powodu można się też rozwieść.
Było jak w filmach – ona piękna jak trzeba, blondynka, włosy ani za krótkie, ani za długie. Małe, świetnie skrojone usteczka, kształtne piersi, rzęsy jak firany i wydatne kości policzkowe. Kiedy miała ochotę, biegała w podartych dżinsach i tramposzach, kiedy ktoś zapraszał ją do teatru, zakładała małą czarną i ulubione, cholernie drogie szpilki Choo. Delikatna, urocza, uśmiechnięta od ucha do ucha – o takich kobietach mówi się, że mają to coś. No i miała. On przystojny, zarośnięty, nonszalancki. Wyglądał tak, jakby na zmianę spał, palił papierosy i pił kawę. Pracował nie wiadomo gdzie, ale zarabiał dużo i tak jak w filmach oddawał się głównie kosztownym rozrywkom, zapraszając ją do restauracji, w których nie była nigdy wcześniej.
Ciągle chodził w garniturze – miał swój ulubiony, cholernie drogi, od samego Armaniego. Ona lubiła koronkowe sukienki i tak sobie chodzili na krewetki, pili czerwone wino, przesiadywali w ogródkach na poznańskim rynku, spacerowali Śródką i jeździli jego wypasioną bryką tu i ówdzie. I jakoś tak wyszło, że zakochała się na zabój, a on chyba też, bo oświadczył jej się w glorii i chwale – były czerwone róże, środek Starego Miasta, postronne obserwatorki mdlały z zachwytu i zazdrości, a ona nieśmiało wyszeptała, że tak…
No i wzięli ślub, a codzienność uderzyła w nią mocniej, niż powinna. Skończyło się przesiadywanie w restauracjach, krewetki i czerwone wino po szesnaście złotych za kieliszek. Nie było już czerwonych róż ani nocnych spacerów po Śródce – było gotowanie obiadów w domu (w jej wykonaniu), prasowanie jego koszul (w jej wykonaniu), sprzątanie (w jej wykonaniu) i robienie dobrej miny do złej gry (w jej wykonaniu). Mówiłam jej tysiąc razy, żeby dała sobie spokój, żeby z nim porozmawiała, że się wykończy, że to masochizm…
W końcu odebrała jego garnitur z pralni. Ten drogi, na który z pewnością nie było go już stać, ten od Armaniego. Ten, który tak lubiła, bo przypominał jej o dobrych czasach, zanim… Więc jechała z tym garniturem, kiedy prawie zderzyła się z ciężarówką i wpadła tyłem do rowu. Od razu do niego zadzwoniła, bo mimo roztrzęsienia nic jej nie było, czego nie można było powiedzieć o całym zadku jej kochanego garbusika. Zadzwoniła, bo go kochała mimo wszystko i może właśnie dlatego, że mimo wszystko. Zadzwoniła, bo liczyła, że się przejmie, wystraszy, że powie to, na co ona wciąż czekała.
I usłyszała. Że jest tępą idiotką, co to wjeżdża pod ciężarówki, jak ma Armaniego na tylnym siedzeniu. I rozwiodła się szybko, a przede wszystkim bez powodu.
____
A Wy bez powodu zróbcie coś dla siebie, na przykład ciasteczka sezamowe z cytryną, które smakują jak wiosna w jednym kawałku. To mój ulubiony przysmak – odpowiednio słodki, choć nie za bardo, kruchy, a zarazem miękuchny, rozkosznie uwalniający na języku feerię smaków i aromatów. Te proste składniki dają oszałamiająco smaczny efekt końcowy – ciasteczka smakują cytryną, chałwą, sezamkami i maślaną kruszonką. Są pyszne i świetnie nadają się do jedzenia bez powodu, a jak je komuś zrobicie, na ten przykład ukochanemu, to nie ma bata – przepadnie na amen, żadnego rozwodu nie będzie!
Przepis jest banalnie prosty. Kiedy tylko najdzie mnie na nie ochota, biorę 100 g masła i ucieram je z cukrem (150 g). Dodaję trochę esencji waniliowej albo cukru z laską wanilii, do tego wbijam jajko, ścieram skórkę z cytryny i wyciskam sok, a na koniec dodaję 250 g mąki pszennej, 50 g sezamu i łyżeczkę proszku do pieczenia. Do ucierania świetnie sprawdzi się malakser. Ostatecznie wyjdzie ciasto o dziwnej konsystencji, trochę podobne do kruszonki. Nacieram dłonie mąką, nabieram małe porcje ciasta łyżeczką i formuję kuleczki, układając w odstępach na blaszce, bo ciasteczka urosną w piecu.
Piekę je 10 minut w 180°C (termoobieg), a po tym czasie zmniejszam temperaturę do 150°C i piekę jeszcze 6 minut. Po wyjęciu z piekarnika ciasteczka będą miękkie i rozkosznie maślane, później nieco stwardnieją i wciąż będą najlepsze na świecie.
Upieczcie je koniecznie i zróbcie to bez powodu, a potem zacznijcie sami zapraszać się do teatru i zawsze żyjcie dla siebie, a nie dla innych!
M.
____
lista składników: 100 g masła, 150 g cukru, odrobina esencji waniliowej (łyżeczka), jajko, skórka i sok z cytryny, 250 g mąki pszennej (typ 450), łyżeczka proszku do pieczenia, 50 g sezamu (ziarenka)
Sarna says:
uwielbiam aromat wanilii w wypiekach i dodatek sezamu. pycha! 🙂
co do historii – no cóż, jeśli kobieta, która nie chce być kurą domową tylko panią na salonach, dobrowolnie godzi się na bycie kurą, to pretensje może mieć chyba tylko do siebie 😉
magda says:
Te aromaty to mistrzostwo świata 🙂 A ta pani nie chciała być kurą domową ani panią na salonach. Ale kwestia interpretacji 🙂
Olga Kłos says:
Zrobię tak ot, bez powodu 🙂
magda says:
Doskonały pomysł 🙂
Ewelina says:
Tak samo samo smakowite ciastka jak historia 🙂
magda says:
🙂
Viola says:
Wow, naprawde to nie wiem czy tak bez powodu to wszystko wyszło a moze na przekór żeby jeszcze bardziej zrobić coś dla siebie a nie tylko dla innych. Zrobię w weekend ciasteczka i coś dla siebie :*
magda says:
Chyba nikt nigdy nie pozna prawdy na żaden temat… A co do czegoś dla siebie i weekendu, to rewelacja 🙂
Anna says:
Och, takie ciasteczka i do tego kieliszek czerwonego wina – to by było coś! Przepis wygląda na mega prosty, mam nadzieje, że zawsze wychodzą 🙂
magda says:
Wychodzą absolutnie zawsze. Narobiłaś mi apetytu na wino! Muszę sobie kupić 😀
Beata Herbata says:
Oczywiście, że robię coś czasem bez powodu 🙂
Chociaż ta pierwsza cześć tekstu pasuje do pary, która staje się rodzicami i wtedy rzeczywiście nie ma już aż tyle czasu na wychodzenie i leżenie w weekend w łóżku, ani na nocne wyjścia i i inne harce 🙂
pierwszadama says:
Sezam w ciastkach? Tak, tak! 🙂 Pysznie wyglądają 🙂
magda says:
Dzięki, polecam 🙂