Pewny pan kot

Los jest jednak bardzo złośliwy.

Uświadomiłam to sobie dosyć boleśnie, kiedy w sobotni poranek na współ przytomna dowlokłam się do ekspresu. Ekspres stoi na parapecie, parapet zaś to dobre miejsce obserwacyjne. I zauważyłam bez soczewek, że coś białego leci z nieba… Poleciałam do łazienki. Wróciłam. Niestety! Padał śnieg!

– Naprawdę? – jęknęłam, a ekspres zafurkotał przyjaźnie i po kuchni rozszedł się aromat świeżo parzonej kawy. Z wściekłością włączyłam spieniacz, mleko zaczęło wdzięcznie wirować, a mnie się zebrało na płacz.

Czekam na wiosnę!

To doskonała metafora życiowa – czekasz na coś, nastawiasz się, a tu bach, ktoś miał całkiem inne plany. To uczy pokory. Wielkiej, cennej pokory, która w końcu przekształci się w coś, co wtajemniczeni zwą życiowym doświadczeniem.

Zrobiłam sobie wielkie cappuccino, na pocieszenie. Wzdychając, wróciłam chyżo do łóżka, przykryłam się na tyle, żeby mieć wolne ręce do trzymania wielkiej filiżanki, z którą zaczynam każdy dzień, i mniej więcej wtedy uświadomiłam sobie, że nie wzięłam łyżeczki do wyjadania piany. Jęknęłam. Wywlokłam się na powrót spod ciepłej kołdry, pobiegłam po niezbędne akcesorium i na jednej nodze wróciłam do kawy, łóżka, książki i tysiąca myśli w głowie.

Człowiek potrzebuje w życiu czegoś stałego. Choćby nie wiem, jak cygańsko, bujnie czy odkrywczo chciał żyć, potrzebuje stałych lądów – to cytat z Osieckiej. Tak, lubię ją. Bardzo. Mądra, nieszczęśliwa kobieta… Może to z nieszczęść wzięła się ta mądrość? Zapewne. Choć nikt nie może wiedzieć tego na pewno (ha, gra słów). Ale tak jest – człowiek potrzebuje stałych lądów, potrzebuje pewności. Lubi planować, czasami o tydzień naprzód, bo to daje mu głęboką wiarę, że skoro wie, że za dwa miesiące w sobotę pojedzie odwiedzić babcię, to ta sobota za dwa miesiące będzie, że nic się do tego czasu nie zdarzy. Bo on sobie zaplanował…

Tymczasem nie możemy wiedzieć, co będzie za dwie minuty. Możemy wyjść na zakupy i coś może na łeb spaść, zdarza się! Nie takie historie się czytało! Czy ja tu szerzę pesymizm? Skądże. Ja tu próbuję uświadomić sobie i Wam, że warto żyć teraz, a nie za tydzień. Warto cieszyć się tym, co jest (nawet śniegiem, buuu). I choć trzeba mieć stałe lądy, czyli punkty oparcia w codzienności, takie małe pewności w niepewności życia, to nie warto przywiązywać się do nich jak rzep psiego ogona. Wszystko kiedyś zostawimy i weźmiemy tylko to, co nosimy w serduchu.

Punktem oparcia może być drugi człowiek, który uśmiecha się jak zwykle nawet wtedy, kiedy szef po raz trzeci okazał się kretyńsko kretyńskim kretynem. Punktem oparcia może być kawa parzona o szóstej trzydzieści dzień w dzień, która pomaga przetrwać do południa. Punktem oparcia może być ulubiony, wytarty fotel, telefon do mamy, wszystko, do czegośmy się przywiązali, co wpisało się w nasze życie. Punktem oparcia może być coś dobrego, punktem oparcia może być pan kot, czyli jeden z najlepszych deserów na świecie.

Panna cotta to pomysł idealny – jest lekka, kremowa, delikatna, przepyszna. Połączenie śmietany i kwaskowatych owoców sprawdza się zawsze i wszędzie! Poza tym pan kot wygląda rewelacyjnie w ładnych pucharkach i zawsze wzbudza zachwyt gości – jak wiadomo, wszyscy jemy oczami.

To nie koniec rewelacji! Mój pan kot jest FIT! Wszystko dzięki idealnym proporcjom, nad którymi pracowałam latem. Łączę jogurt ze śmietanką, dzięki czemu deser jest lekki, ma mniej kalorii, a jednocześnie zyskuje niepowtarzalny, słodkawo-kwaskowaty smak. Niebiański!

Zabawy z panem kotem zaczynam od namoczenia żelatyny (20 g suchej żelatyny spożywczej do deserów – uważajcie na napis na opakowaniu, żebyście nie użyli żelatyny z przyprawami…) w zimnej wodzie. Kiedy zrobi się wielka żelka, podgrzewam ją na małym ogniu, aż się rozpuści (nie można jej zagotować). Śmietankę wlewam do drugiego rondelka i podgrzewam z cukrem pudrem (40 g). Kiedy zaczyna się gotować, hartuję przestudzoną już żelatynę, to jest stopniowo dodaję trochę słodkiej śmietanki, w końcu łączę jedno z drugim i jeszcze chwilę podgrzewam. Teraz hartuję jogurt naturalny – w ten sam sposób (polecam jogurt typu greckiego, ma trochę więcej tłuszczu, a to ważne). Wyłączam ogień, chwilkę mieszam trzepaczką kremowy płyn i przelewam do pucharków. Po paru godzinach pan kot powinien mieć stałą konsystencję – wówczas warto potraktować go malinami albo wiśniami, a w okresie zimowym (ha, ha) dżemem wiśniowym albo mrożonymi malinami zmiksowanymi z cukrem pudrem.

Człowiek potrzebuje w życiu czegoś stałego. Człowiek potrzebuje w życiu panów kotów – przynajmniej raz na tydzień…

M.

______

lista składników: 330 ml śmietanki, 40 g cukru pudru, 20 g suchej żelatyny spożywczej do deserów, 400 g jogurtu naturalnego typu greckiego, owoce do podania, listki mięty

 

 

(Visited 207 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Pewny pan kot”

  • Bardzo przyjemny wpis i jakże prawdziwy ! 🙂 trzeba cieszyć się z życia i korzystać bo nigdy nie wiemy co się może wydarzyć.
    Codzienny rytuał to nieodłączny element i mojego życia,w moim przypadku to poranna kawa,musi być wypita ciepła i na spokojnie 😀 jak zdarzy się inaczej to kiepsko 😛
    Pana Cotta wygląda bosko 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]