Kuszący kuskus

Czasami spotykają mnie w życiu śmieszne rzeczy.

W sobotę na przykład biegłam na pociąg, i to dosłownie. Najpierw (nie wiedzieć czemu) wyszłam w ostatniej chwili z domu, później uświadomiłam sobie, że w weekendy tramwaje jeżdżą jak chcą i niekoniecznie tak, jak bym tego oczekiwała, a na koniec stanęłam zziajana na ruchomych schodach i licząc minuty do odjazdu pociągu, usłyszałam donośne tutututututut dobiegające wprost z mojej torebki. Miły kawaler i zrzędliwa baba przede mną odwrócili głowy w moją stronę, a ja najpierw udawałam, że moja torebka wcale nie jest moja, potem, że komuś innemu wygrywają fanfary w ekwipunku podróżnym, a wreszcie sięgnęłam po cholerny telefon i zaczęłam przesuwać palcem gdzie bądź.

Bo wiecie, uczę się nowego telefonu. I w tę sobotę na schodach dowiedziałam się, że mam w tym ustrojstwie alerty wykrycia treningu i na okoliczność sobotniego biegu na dworzec dokonałam niezwykłego wyczynu (przynajmniej według telefonu). Tiaaa… Dlatego zawył i oznajmił, że „osiągnęłaś dzienny limit kroków, gratulacje, pobiłaś swój życiowy rekord” (czy coś w ten deseń). No, moja radość nie znała granic, ale nie z powodu życiowego sukcesu sportowego, ale dlatego, że zdążyłam na pociąg.

A co do sukcesów sportowych, tu lubię sobie pojeździć rowerem i poudawać, że umiem biegać, choć od jakiegoś czasu „biegam od wiosny”. Postanowiłam, że coś z tym zrobię, bo moje siedzenie nad literkami skończy się tragicznie i rzeczywiście pobiję swój życiowy rekord, ale niekoniecznie taki, jak bym chciała (heheszki). Więc przedsięwezmę jakiś miły dla ciała ruch, a jakże! I z uśmiechem na ustach wkroczę w wiosnę, za którą czekam jak Bóg na dobrą duszę.

Mówią, że do wiosny jeszcze trzydzieści dni, mniej więcej. Więc czekam wytrwale i przygotowuję się na ten doniosły moment, choć niespecjalnie mi to wychodzi… Kupiłam na przykład żonkile, ale nie wyrosły. To znaczy kwiatków nie było w ogóle, tylko półmetrowe zielsko… Ani jednego żonkilka! A tak chciałam rzucić trochę wiosny na kuchenny stół… Nic to, pomyślałam, poćwiczę pieczenie makaroników, z których zrobię kurczaczki. Ale uświadomiłam sobie, że mój ostatni mikser wziął i wybuchł (serio), wypluwając na bitą śmietanę chmurę czarnego pyłu (serio), a ja jeszcze nie zdążyłam kupić nowego sprzętu (obraziłam się na miksery). Tak, mogłam ubić pianę z białek ręcznie, ale szanuję swoje nadgarstki. I wtedy mnie olśniło, że wiosnę mogę sobie przyśpieszyć na talerzu, sięgając po kolorowe warzywa i kuskus, na który mam przesmaczny patent.

To taka wariacja bułkowa na temat Tabbouleh, choć w mojej sałatce prawie wszystko jest inne! Grunt, żeby się wyróżniać, mawiał dziadek, więc się wyróżniam, a jakże. Zapewniam, że dzięki podanym niżej proporcjom przygotujecie coś przeprzeprzepysznego (a ja, mości Państwo, nie zwykłam rzucać słów na wiatr!).

Szklankę suchego kuskusu zalewam gorącym bulionem w proporcji jeden do jeden (szklanka kaszy – szklanka bulionu). Kiedy kasza pęcznieje (szybciej niż szybko), ja przygotowuję sporo przekrojonych na pół pomidorków koktajlowych albo kroję jednego pokrojonego w kostkę zasmaczystego pomidora malinowego, pół papryki i jednego średniego ogórka (też traktuję je nożem) oraz parę młodych łodyżek selera naciowego z listkami (kroję drobno, jakżeby inaczej). Do kompletu brakuje szczypiorku i pysznych pesteczek granatu – zwykle dodaję połowę wybuchowego owocu. Szczypta soli, świeżo mielony pieprz, odrobinka oliwy z oliwek i mamy sałatkę mistrzów! To moja ulubiona wersja Tabbouleh, choć właściwie a’la Tabbouleh, bo ani tam bulguru, ani czosnku, ani mięty. No, cóż. Moje smaki rządzą się swoimi prawami i wymyśliłam zestaw, który sobie chwalę i Wam też polecam.

Wiosenny kuskus kusi kolorami i smakami. Wybierzcie ekologiczne warzywa, a otrzymacie jeszcze smaczniejszą wersję sałatki – zrobicie ją w dziesięć minut (liczyłam, da się), świetnie nada się na lunch w pracy albo drugie śniadanie w łóżku (mmm!). I kiedy sobie taki kuskusik przyrządzicie, wiosna nie będzie miała wyjścia. Przyjdzie, a wtedy Wy wyjdziecie z domu i być może dowiecie się, że pobiliście swój życiowy rekord. Taki czy inny.

M.

______

lista składników: szklanka suchej kaszy kuskus, szklanka gorącego bulionu, garść pomidorków koktajlowych albo pomidor malinowy, pół papryki, średni ogórek, parę łodyżek selera naciowego z liśćmi, ziarenka z połowy granatu, trochę szczypiorku, łyżka oliwy z oliwek, sól, świeżo mielony pieprz

(Visited 160 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Kuszący kuskus”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]