Jagody, śmietana i wakacje sprzed lat

Gdybym miała wybrać swoją najulubieńszą słodycz, byłaby to… bita śmietana.

Kremowa, delikatna, lekka jak piórko, cudownie śmietanowa, przepyszna.

Kochani, pyszna bita śmietana to nie bułka z masłem! Po pierwsze, w żadnym wypadku nie może być przesadnie słodka, bo człeka zemdli od nadmiaru cukru. Po drugie, nie może być niedosłodzona, bo osobiście wierzę, że cukier ma dobroczynne właściwości relaksujące i odprężające (kto nie czuje się szczęśliwy po deserze, hm?). Po trzecie musi być odpowiednio puszysta, bo wtedy cudnie można ją wyjadać łyżeczką i całkowicie oddawać się temu przyjemnemu zajęciu.

Bita śmietana jest pyszna w ptysiach, eklerach, na gofrach, z malinami i w moich popisowych tortach bezowych. Pamiętam też leniwe pierogi z jagodami i bitą śmietaną z baru mlecznego, na które trafiłam przez zupełny przypadek wiele lat temu. Ponieważ moim życiem rządzą smaki, mam do nich doskonałą pamięć i jestem Wam w stanie powiedzieć, co jadłam dwadzieścia dwa miesiące temu, o ile było to coś nieziemsko pysznego.  Wyobraźcie sobie, że te pierogi były właśnie takie, a więc nieziemsko, ach jakże nieziemsko pyszne. Jestem pewna jak sto dwa, że jedząc je mruczałam z zachwytu, a na koniec westchnęłam z żalem, że to już. Zawsze jest mi smutno, kiedy kończę jeść coś pysznego.

Piszę o tym, bo myślałam wczoraj o śmietanie i jagodach. Nie pytajcie, skąd biorę te swoje myśli w głowie, czasami nawet mnie to męczy… A co do zdjęć, to wygospodarowałam w końcu krótkie tête-à-tête z samą sobą i tylko dla siebie, rozsiadłam się w fotelu i oglądałam zdjęcia z dzieciństwa. Przypomniałam sobie wakacje, które spędzałam z rodzicami w małej miejscowości letniskowej nad jeziorem. I wróciłam wspomnieniami do błogich czasów, kiedy pod koniec czerwca w okolicznych lasach było tyle jagód, że głowa mała – i jakimś cudem jedliśmy te jagody w hurtowych ilościach. Leśne, aromatyczne jagody z bitą śmietaną to było coś, co robiło na mnie wrażenie już w dziecięctwie. W każdym razie jagód nie brakowało i smakowały inaczej niż te dzisiejsze. Tamte były jagodowe, leśne, pachnące, słodkie. Te są… no właśnie, po prostu są. A może to siła wyobraźni i wspomnień? Być może.

Od tamtych letnich jagód zaczynają się moje jagodowe wspomnienia, które zahaczają o pamiętne pierogi leniwe ze śmietaną w barze mlecznym i ostatecznie kończą się na moich ukochanych jagodziankach, które piekę tak często, jak mam ochotę. Spytacie, jakim cudem? Ha! Dobrze, że ludzkość wymyśliła zamrażarki…

Już wiecie, wiem o tym i ja. Dziś… jagodzianki!

Najpierw ciasto. Zaczynam jak zwykle, czyli przesiewam pół kilograma mąki, solę ją, robię dołek i wkruszam 50 g świeżych drożdży. Zasypuję je cukrem w określonej liczbie łyżek, to jest ośmiu, zalewam ciepłym mlekiem (300 ml) i czekam, aż zaczną się drożdżowe czary, czyli zaczyn zacznie pracować. Rozpuszczam 100 g masła i ścieram do miski skórkę z cytryny, a ostatecznie wyrabiam wszystko na gładkie ciasto, przykrywam je ulubioną ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia.

Lubię czekać na ciasto. Siadam w tym czasie z filiżanką prawdziwego cappuccino (chroń mnie Boże od paskudnych zalewajek, dzięki Ci za ekspres) albo zieloną herbatą, którą lubię bardzo.

I kiedy ja wczytam się w książkę, ciasto urośnie aż nadto, unosząc ręczniczek do góry. Wówczas maszeruję do kuchni, przekładam ciasto na podsypany mąką blat i nastawiam piekarnik na 180°C (termoobieg). Wałkuję, co trzeba mi rozwałkować, pędzluję ciasto odrobiną mleka ( 4 łyżki) i sięgam po jagody. Kochani, jeśli nie macie swoich zapasów, kupcie mrożone jagody w sklepie – ostatnio pojawiły się w Biedronce – i wierzcie mi, będzie dobrze.  Rozłóżcie je na mlecznym cieście i zasypcie cukrem (wedle uznania, naprawdę będziecie wiedzieli). Następnie zwijam wszystko ściśle w rulon i kroję na plastry. Przekładam je na wyłożoną papierem blachę, układając koło siebie w niedużych odstępach, takich na dwa centymetry, bo jagodzianki  podrosną w piekarniku jak głupie. Na koniec smaruję roztrzepanym jajkiem i piekę jakieś 16 minut, choć na koniec warto wbić patyk w środkową bułeczkę i sprawdzić. Jeśli będzie suchy, to gra gitara!

I teraz jest czas na przyjemności – ja, jagodzianka i bita śmietana. I kolejne wspomnienie, o którym będę pamiętać za parę lat…

M.

PS Hmm, bita śmietana zniknęła, zanim zrobiłam jej zdjęcie. Zjadłam ją. Przepraszam…

______

lista  składników: 500 g mąki (typ 405 lub 450), 8 łyżek cukru (to jest jakieś 100 g, oprócz tego cukier do podsypania jagód), 50 g drożdży, 300 ml mleka (plus odrobina do posmarowania ciasta), skórka z cytryny, 100 g masła, jedno jajko, jagody

(Visited 323 times, 1 visits today)

3 myśli na temat “Jagody, śmietana i wakacje sprzed lat”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]