Makowe szczęście na deser
Widzę ich pierwsza. Wątpię, żeby wiedzieli, że na nich patrzę.
Siedzą gdzieś przy stoliku pod ścianą. Jej śmieją się oczy, a On trzyma ją pod blatem za rękę i patrzy na nią tak, że ja już wiem, nawet jeśli on jeszcze nie wie. Ja już wiem, że są farciarzami, bo zdarzyła im się taka miłość, jak u Miłoszewskiego, że te przed nią to zapowiedzi, a te po niej to marne podróbki. I mam nadzieję, że o tym wiedzą, bo zaprzepaścić takie uczucie to największa zbrodnia, jaką można sobie wyobrazić.
Podchodzę i mówię, że kawa gotowa. Stawiam przed nią espresso, On zamówił cappuccino, druga kelnerka dołożyła na talerzyku magdalenkę oblaną czekoladą. Mam do tych ciastek sentyment ze względu na nazwę, jak łatwo się domyślić. I mam już odchodzić, kiedy myślę – spytam o ciasto, może się skuszą, więc pytam i zachwalam bezę. On uśmiecha się delikatnie i kiwa głową, pozwalając mi dokończyć przydługi monolog o walorach smakowych kremu mascarpone.
– Dziękujemy – mówi delikatnie. – Ania jest uczulona na gluten, a w bezach może być odrobina mąki.
No, myślę sobie, mamy wyzwanie. Ale włączył mi się tryb zadaniowy i postanawiam im coś koniecznie polecić, więc ciągnę dalej:
– To może jakiś koktajl?
– Ania nie toleruje laktozy.
Laktoza zbija mnie trochę z tropu, kołyszę się na czubkach butów (robię tak z nerwów, zawsze) i w końcu uśmiecham się profesjonalnie, poprawiam im wazonik na stoliku i odchodzę.
***
Pamiętam to wydarzenie sprzed dwóch lat z paru powodów. Po pierwsze – para. To była miłość, o jakiej piszą w książkach i śpiewają w piosenkach. Po drugie – ciasto. Po nietolerującej glutenu i laktozy Ani długo zastanawiałam się, jaki sama upiekłabym dla niej deser (nazwijmy to na potrzeby sytuacji instynktem karmicielki). O ironio! Szybko przyszło mi to sprawdzić! Mniej więcej w tym samym czasie brata miała odwiedzić co prawda nie Ania, ale równie sympatyczna koleżanka na diecie… bezglutenowej. Świetnie, pomyślałam, poćwiczę sztukę kulinarną, zrobię ciasto marchewkowe bez mąki pszennej.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam, ale nonszalancko zastąpiłam cztery rodzaje mąki podane w przepisie jedną mąką ziemniaczaną (jak wiadomo, skrobia nie zawiera glutenu) i wyszła mi tak twarda marchewkowa skamielina, że spokojnie można by nią wybić szybę pancerną i zabić człowieka.
Nosz! Jak ja nie lubię, kiedy mi coś nie wychodzi! Prawdopodobnie dlatego na długo przerwałam eksperymenty z mąką ziemniaczaną. I w ogóle przestałam stosować się do kulinarnych porad… Teraz sama wymyślam przepisy i bardzo to sobie chwalę. Ale coś Wam powiem – ostatnio wymyśliłam recepturę na ucierane ciasto z mąki ziemniaczanej i wyszło pyszne!
Jest lekkie jak obłoczek, puszyste i rozkosznie sypkie. Smakuje jak połączenie ucieranego, letniego ciasta z puszystą babką śmietanową… Dodałam do niego trochę zmielonego maku i ukochane gruszki Lukasówki. Znajomy, który zawsze wie, kiedy wpaść (uwielbiam cię!) docenił mój eksperymentalny wypiek. Zupełnie szczerze (w co nie wątpię) powiedział, że nie lubi makowca, bo jest za ciężki, a moje ciasto makowe jest świetną makowcową alternatywą i bardzo mu smakuje. Zatem do dzieła!
Przesiałam półtorej szklanki mąki ziemniaczanej, dodałam ¾ szklanki cukru trzcinowego, 2 żółtka, pół szklanki śmietany 18%, szklankę oleju i wszystko zmiksowałam. Na koniec wmieszałam szpatułką pianę z 2 białek. Gotowe ciasto przelałam do wyłożonej papierem tortownicy, na środek wsypałam czubatą łyżkę zmielonego maku i nonszalancko ją rozmieszałam, tworząc esy-floresy. Na koniec ułożyłam plastry gruszki i piekłam 40 minut w 180°C z termoobiegiem.
Zjadłam ciepłe. Ze szklanką piany z mleka. I byłam szczęśliwa.
M.
Jola says:
Jeszcze czuję (a nawet bardzo moja wątroba ?) cudowny smak pączków, a już zjadłabym to ciacho❤
magda says:
Wątroba polubi to ciasto… na pewno :))