Rozpustna czekoladowa lawa

Była sobie kiedyś starsza pani, która umarła – zdarza się najlepszym.

Pani wyglądała jak aniołek i oprócz tego, że miała białe jak śnieg włosy, była znana z tego, że nie rozstawała się ze starą, metalową łyżeczką ze zdobieniami na końcach. Wyjadała nią konfiturę malinową z herbaty, bitą śmietanę z ptysiów, budyń z porcelanowych spodeczków i kruszonkę z ciasta. Ukochany przedmiot był przeznaczony do delektowania się deserami, zaś nasza bohaterka była łasuchem jakich mało i zawsze kończyła obiad porządną dawką słodyczy. Właśnie dlatego zawsze miała przy sobie łyżeczkę – co zabawne, trzymała ją w prawej kieszonce marszczonych spódnic. Z biegiem lat wszyscy przyzwyczaili się do tej metalowej łyżeczki jak do największej oczywistości pod słońcem.

Pani umarła cichutko, we śnie. Chyba wiedziała, że zbliża się jej ostatnia chwila, bo zostawiła na stoliku nocnym karteczkę z napisem: Pochowajcie mnie z łyżeczką. I kiedy córka znalazła tę kartkę, uśmiechnęła się mimo słonych łez spływających po policzkach. Przypomniała sobie tajemniczą rozmowę sprzed paru dni, podczas której starsza pani oświadczyła jej z zadziornym błyskiem w oku, że najlepsze zawsze zostaje na koniec jak deser po obiedzie, a kiedy ten koniec przyjdzie, trzeba go zjeść z klasą, to jest metalową łyżeczką ze zdobieniami na końcach. Trzeba ten koniec osłodzić i wyjeść łyżeczka po łyżeczce jak bitą śmietanę z ptysia…

Najlepsze zostaje na koniec.

Najlepsze zostaje na koniec… Jestem tego pewna. Głęboko wierzę w to, że na niektóre rzeczy warto czekać, a od słodyczy lepsze jest tylko więcej słodyczy. W domu lubię rozpieszczać się różnymi wariacjami słodkich smaczności, w restauracji bez wahania otwieram kartę dań od tyłu i zaczynam od przeglądania propozycji deserów. Jestem łasuchem jak starsza pani z bajkowego wstępu i przepadam za bitą śmietaną… Kiedy ktoś obudzi mnie w środku nocy i zaproponuje mi prawdziwe Crêpes Suzette, zgodzę się bez wahania i rzucę się dobrodziejowi do stóp. Uwielbiam desery z całego serduszka, które przy okazji jest bardzo wrażliwe i wzrusza się bezlitośnie przy historiach ze starszymi paniami, co to każą się pochować z łyżeczką, bo najlepsze zostaje na koniec, a ten koniec trzeba zjeść z klasą.

A co do deserów… Nie ma nic lepszego niż rozpustnie pyszne czekoladowe ciastko z płynnym wnętrzem… Ciepłe, sycące, kojące. Takie, po którym wzdycha się z zachwytu i oblizuje czekoladę z ust. Właśnie takie ciastko lawę Wam dziś proponuję – ciastko, po którym Wszechświat się zatrzyma i nic nie będzie takie samo.

Na dwie małe kokilki potrzebne będą: 25 g masła, łyżka kakao, 50 g gorzkiej czekolady, 2 jajka, 50 g cukru z wanilią, 50 g przesianej mąki i szczypta soli. Przed spektaklem pod tytułem „Fondant” przygotujcie naczynia do zapiekania rozpustnego deseru, czyli porządnie wysmarujcie je masłem i obsypcie kakao.

Jak umilić sobie życie czekoladową lawą? Czekoladę i masło rozpuszczamy w kąpieli wodnej, czyli umieszczamy kostki w garnuszku i trzymamy chwilę nad garnkiem z gotującą się wodą. Do rozpuszczonej czekoladowej masy dodajemy dwa żółtka i mieszamy z cukrem. Białka ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę, po czym delikatnie łączymy z masą czekoladową. Na koniec dodajemy partiami przesianą mąkę i wlewamy ciasto do ślicznie przygotowanych kokilek. Zanim włożymy naczynia do piekarnika, deser powinien na chwilę wylądować w lodówce.

Pieczemy 8 minut w 200°C (termoobieg) i tego czasu trzeba pilnować jak oka w głowie – parę sekund zwłoki może się skończyć tym, że z naszego ciastka nie wypłynie ani odrobina czekolady. Jeśli Wam się jednak nie uda wyczuć momentu, nie przejmujcie się – fondant i tak będzie czekoladowy i pyszny, a następnym razem będzie lepiej!

Lawę podaję z wiśniami, bo wiśnie świetnie łączą się z czekoladą. Nada się też sos z kwaśnej śmietany (150 ml śmietany 12% mieszam z dwoma łyżkami cukru pudru) i smażone na maśle banany albo kleks prawdziwej bitej śmietanki… No i metalowa łyżeczka ze zdobieniami do wyjedzenia wypływającej czekoladowej lawy.

Bo pamiętajcie, najlepsze zostaje na koniec…

M.

(Visited 185 times, 1 visits today)

2 myśli na temat “Rozpustna czekoladowa lawa”

Skomentuj Jola Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Jak zostałam babą...

Kiedy byłam mała, wujek mówił do mnie „madlajn”, a ja powtarzałam z oślim uporem, że nigdy nie będę gotować, bo to dobre dla bab. Teraz jestem już dorosła i choć w myślach lubię nazywać się po wujkowemu, stałam się babą swojego dzieciństwa – nie wyobrażam sobie siebie bez smaków. [...]